1. |
||||
(Artur Rojek: legendarny afrojax... twórczość tego artysty jest mega wyjątkowa i unikatowa...)
(śmiech)
(Łona: jest afrojax, michał hoffmann, który po prostu świetnie pisze... pisze genialne teksty, które sprawdzają się nie tylko w rapie...)
(śmiech)
(Ten Typ Mes: to jest w ogóle przede wszystkim raczej smutna muzyka, a nie żartobliwa... to są wielkie, wielkie teksty...)
(śmiech)
ja kutas ja kutas ja kutas ja kutas...
mój rap stuleja
i mój skład łoniaki.
szukasz przyjaciela?
a może być właśnie taki?
(Roman Wilhelmi: z żarówką w dupie, o rany boskie...)
(śmiech)
|
||||
2. |
||||
moi mama i tata raczej nie czują dumy
widząc, co wyrosło z dziurawej gumy.
degrengolada gorzka: 100% kakao.
dostałem pierdolca - lublin warsaw parano.
miligramów tu 100, a tam 40
i nic mi się już nie roi i nie śni - alcatraaaaaz;
z robaków najnędzniejszy,
wiem że na końcu życia stworzę sracz mahaaaaaal.
że jest się pośmiewiskiem, czasem trudno zauważyć -
ja to wiem, zanim komuś się śmiech zamarzy;
jestem szybszy niż myśl (zwłaszcza moja własna).
i szczam na pomnik małego powstańca,
bo chcę być konfidentem, zdrajcą, pedofilem,
ciapatym kozojebcą, parchatym żydem -
możecie mi zajebać i tyle na temat.
ból ludzi nieznanych to ból którego nie ma.
bij i śmiej się, o mocny, że halsuję we mgle,
że nie ogarniam rzeczywistości - choć może to ona mnie?
albo pluj radośnie, masz dużo śliny -
jeszcze zliżesz rzężączkę z chuja psa swojej dziewczyny.
(legendarny afrojax, afrojax!
powiedz, powiedz jak to jest, jak to jest!)
oceniam na oko i powiem na ucho:
w gaciach twardo, w sercu pusto, a pod czaszką krucho.
2016, co miałem wtedy?
miałem być martwy, od tamtej pory działam na kredyt.
bóg wyciągnął do mnie dłonie, na zgodę,
przyjąłem, a teraz go kopię w jaja i rzygam mu w brodę:
boże w chuj idź, dalej unikam lustra, co z ciebie za stwórca?
wówczas zazdrościłbym sobie z dziś, dziś zazdroszczę sobie z wówczas,
mam co zawsze chciałem mieć, a co zdobyć trudno
i mam nadal się za gówno,
bo mam nadbagaż, mam na wideo 'krainę wzwodu',
mam świadomość, że nic to nie powie nikomu,
mam nie pamiętać, a mam we łbie wciąż uroczy szczebiot
"jesteś opętan. jesteś pojebion."
mam ochotę znów wyrzucić wszystkich z domu, dobranoc!
potem siąść nago, dokończyć co się nie udało.
na razie mam backlogu wiele, zero czasu, niską odporność -
więc mam dla was, cwele, anarcho porno!
miałem nie żyć, a żyć muszę, to się, chuje, wyżywam,
kawał skurwysyna, lecz to nie moja wina...
aha. i zajebałem młotkiem pięciolatka
i to też nie moja wina - gdzie była jego matka?
(legendarny afrojax, afrojax!
powiedz, powiedz jak to jest, jak to jest!)
oceniam na oko i powiem na ucho:
w gaciach twardo, w sercu pusto, a pod czaszką krucho.
miałaś już raka, teraz masz mnie - co gorsze, powiedz?
wypłyńmy na frank ocean życia w tę noc we dwoje,
spotkajmy się w pizzerii 'ciao a tutti', mała
('ciao a tutti' znaczy 'wszyscy wypierdalać'),
zjedzmy smutne myśli o śmierci z ich kaloriami.
chcesz poczuć smak umami? oto kutas z jajami!
sprawdź, czy się zmieszczą.
nie bądź kurwa jak z bajki, z bajki 'anoreksio'.
mów do mnie: literatura piękna,
kształt chmur, jakie brać narkotyki - nie o kafelkach.
zawrzyjmy rozejm, a może przyjaźń, to chyba wyjdzie?
prawdziwych przyjaciół poznaje się w piździe!
nie odlecimy nigdzie stąd o jednym skrzydle.
zaopiekuj się mną - paliatywnie.
nie będzie feng shui, nie będzie hygge,
będzie TAKI CHUJ i problemy przedziwne.
będę ostro marszczył swoje instrumenta;
nie bądźcie bezpieczni. poeta pamięta.
możecie go zabić - narodzi się nowy.
spisany będzie bełkot pierdolony.
(pato hemingway & skato hemingway - afrojax.
powiedz, jak to jest!)
horrendalna sraka leży mi na głowie,
boję się coś z tym zrobić i pewnie nic nie zrobię.
czy wyjechałbym do kenii,
czy wyjechałbym do togo,
nic się nie zmieni.
pierdzę srogo,
a śpiewam o tym niczym skrzypce paganiniego.
i co z tego?
|
||||
3. |
twój pusty łeb
02:59
|
|||
kiedyś napisałem taką piosenkę 'wesoły pogrzeb',
ale tam potraktowałem temat chyba zbyt mało dosłownie.
to teraz w pizdu wiksaaaaaaaaaaa!
widziałem islam w polsce.
jak? co kurwa pytacie - podróż w czasie.
minarety przy marszałkowskiej,
muezzin wzywał, tłum klękał pod kultury pałacem.
ta wizja cię nie zachwyca?
jeszcze niedawno twój dziad modlił się do swarożyca.
widziałem dwóch facetów na spacerze
i trójkę ich dzieci, co się wesoło śmiały
lizały lody (teraz chichoczesz, frajerze?),
jeździły na konikach (rechoczesz, głupku jebany?).
dziś zaludniają licznie pogotowia, sierocińce -
RODZINA HETERO ALBO ŻADNA, milczeć!
widziałem eutanazję na życzenie;
sam się chciałem jej poddać, dobrze zgadujecie,
ale to był tylko sen, to się jeszcze nie dzieje,
jeno lizałem przez szybę nembutal w każdej aptece.
uważasz, że to by przyniosło szkody?
mundus flat ubi vult i gruby fiut z tym możesz zrobić, o!
jaja jaja sobie obserwuję z daleeeka
jaja jaja sobie chodzę, ja sobie paaatrzę
jaja jaja jak nigdy konserwa szczeeeka
aaa ziemia się zmienia jak zawsze
wątłe ciała z wielkimi mózgami widziałem,
z wbudowanym whatsappem, snapchatem, instagramem;
lecz bez konsultacji z coachem nikt nie chciał nawet myśleć.
był tylko jeden language, chuj strzelił inne wszystkie.
każdy miał cipę i fiuta, wzwody i lubrykacje.
rządziły internacjonalne korporacje,
hymnem unicefu była PIZDA NAD GŁOWĄ,
na mundialu grało 105 klubowych drużyn,
autotune na WSZYSTKIE tracki nałożono -
nawet na bębnach nie wahano się go użyć -
i to było zupełnie normalne, słowo..
(świat nigdy nie oszaleje, ty oszalejesz, buzi!)
...tak jak dla naszych antenatów to była norma,
że jak jest post, to się wpierdala bobra;
wozy drabiniaste - to jedyny transport,
niewolnictwo - naturalna własność...
publiczną egzekucja zamiast tv po mszy,
leczy się puszczaniem krwi, a krasnal do mleka szczyyyyy
jaja jaja sobie obserwuję z daleeeka
jaja jaja sobie chodzę, ja sobie paaatrzę
jaja jaja jak nigdy konserwa szczeeeka
aaa ziemia się zmienia jak zawsze
łupu cupu łupu cupu łupu cupu łupu cupu
łupu cupu łupu cupu - ciebie we dwa kije.
zmiana - źródło egzystencji na ziemi,
ruchu - z niego siła dzięki której żyjemy.
zmiana stawia cię nago na śniegu,
na tratwie podczas sztormu daleko od brzegu.
to cię przerasta? odwiedzam z gównem sklep,
by mieć czym srać na twój pusty łeb,
twój pusty łeb, twój pusty łeb,
srać na twój pusty łeb,
twój pusty łeb, twój pusty łeb,
srać na twój pusty łeb,
prochu marny. uprzedzając twoją linię ataku,
nie ma we mnie cienia pogardy - robaku.
|
||||
4. |
skit a
00:16
|
|||
sikam sobie wprost do dupy -
nie jest łatwe to, o nie,
ale ja się nie poddaję,
bo poddawać się jest źle.
|
||||
5. |
pamiętajcie o adolfie
03:44
|
|||
przyszliśmy z wielkim pędzlem, wyostrzonym piórem,
nastrojoną cytrą, miliardem w rozumie -
i tak przykro, wśród jęków CHUJE! i gestów WAŁA!
zaczął się show 'sztuka niezrozumiana'.
zastygłym w niemej zgrozie
wykazano nieobecność w nas iskry bożej;
zgięliśmy kark w pokorze,
eda wooda i flo jenkins dzieci,
nie mając argumentów przeciw.
tłumy lały z jawnych inwalidztw i braków,
utwierdzając się w swym znakomitym smaku,
gdy nasze dzieła godne mozarta chuj strzelił
i jasnym się stało, że wypocił je salieri.
fortuna uczciwie dzieli: fejm zgarnia
ten mający COŚ, dla mających NIC słuszna wzgarda.
odbiorca mandat przyznaje tak bezbłędnie, jak nietrudno:
bilet na świecznik lub urlop we wsi grężówno.
los sprawiedliwy jest - jak czarny jest murzyn -
i każdy dostaje to na co zasłużył.
jeden detal nieduży niech wam raczy majaczyć niejasno,
niech budzi, niech nie da zasnąć...
gdy niespełniony artysta
da jednak poznać się światu -
pęka czaszka, płonie kiszka,
pamiętajcie o austriaku!
istnieje grożba powtórki
(że jej nie chcecie, ja wierzę) -
głaszczcie nasze miękkie rurki,
pamiętajcie o hitlerze!
okradamy ze wstydem życia z godzin,
by pierdy żenujące tworzyć.
o niedolo naszych rodzin! o uporze bezguścia!
to się źle skończy, tako rzecze frustra.
lucernam olet, smród czuć wszem i wobec,
znów się narodziły poematy chujowe,
koślawe bryły, żałosne bohomazy..
czy wiecznie słyszeć mamy SORRY NIE TYM RAZEM?
nic epifanii? nikt nie krzyknie GENIUSZ gromko?
to może holocauścik i zniszczonko?
żaden koneser nawet, znawca piękna i prawdy żaden
skazywać nie powinien na zagładę...
czy obciążą was trupy, rozdziobią kruki -
w imię jakiejś w dupę jebanej sztuki?
po co ryzykować trzecią wojnę, mam postulat:
kawałek tortu hojny. o, ten będzie akurat!
włóczęgi dość po ogonach,
znudziły nam się kartofle -
dbajcie o nas, dbajcie o nas,
pamiętajcie o adolfie!
oto jest parnas niebieski:
tu kącik nam się należy.
dbajcie o nas. gdzie kareski?
pamiętajcie o hitlerze!
gdy niespełniony artysta
w końcu wychynie z garażu -
pęka czaszka, płonie kiszka,
pamiętajcie o malarzu!
istnieje grożba powtórki
(że jej nie chcecie, wciąż wierzę) -
liżcie nasze słodkie dziurki,
pamiętajcie o hitlerze!
nieznanym artystom sława! chociaż mgnienie!
i uznania chociaż chwila!
kreślimy się uniżenie
kulfoniastym pismem imbecyla.
(październik 2018, grężówno)
|
||||
6. |
||||
czy lubicie mądrali z przerostem ego?
psychopatów z kamiennym sercem?
możecie zaraz dostać jednego,
tylko zabierzcie to, co w butelce.
oioioioio.
znalazłem krucyfiks na ścianie,
kto ów powiesił tam - o to mniejsza.
brudnym kutasem go pomazałem,
będąc trzeźwy jak brzoza. smoleńska.
wpuściłem księdza, by go ucałował,
*cmok* *cmok* rechotałem jak pojebany;
w pełni świadomy mówię te słowa,
w pliku tekstowym zapisuję zmiany.
połknąłem dwie garście mocnych piguł,
skrajnie znużony żywotem;
a kwadrans później w bolesnym rzygu
oddałem je światu z powrotem
i spałem - dwa dni, embrionalnie,
do muszli się tuląc czołem.
czyn był to, przyznaję, świadczący nieładnie,
niepodlany wszak alkoholem.
czy pragniecie genu destrukcji,
by był aktywny, by rozpierdalał?
cóż, da się ze smyczy go spuścić:
zabierzcie gorzałę i voila.
oioioioio.
dostałem szału, gdy dziecko płakało,
syczałem mu w ucho klątwy bluźniąc bogu,
pierdziałem w twarzyczkę zasmarkaną,
a życie moje jest wolne od nałogu.
mam związki nieszczególne nawet z własnym synem,
wszak dzieci rodzicom odbierają życie,
wór uciąć sobie na osiemnastkę winien byłem,
nie pijąc idee takie piszę.
wkurwiony na jedną z ex
zdjęcia wygrzebałem z kredensu
(uprawiałem z nią na nich brutalny seks)
i sprzedałem za paczkę orzeszków.
choć miałem kalkulować logicznie, składnie -
wszak zero litrów to liczba szczęśliwa -
to wbiłem cosinus w tangens
i nasrałem na sierpińskiego dywan...
lubicie mądrali z przerostem ego?
psychopatów z kamiennym sercem?
możecie zaraz dostać jednego,
tylko zabierzcie to, co w butelce.
oioioioio.
dopiero po dwóch porterach
odkładam strzelbę, linę, idź przeklęta,
wizje czarnosine zdają się rozwiewać -
jako abstynent o tym nie pamiętam.
dopiero po dwusetnym gramie
przestaję bawić się w sąd najwyższy,
w sporządzanie list osób idących pod ścianę -
wróci przytomność, wrócą i listy...
a ja chcę nie mieć was za kretynów,
nie tępić, nie gnoić, nie cenić nisko,
chcę znów rozumieć, uciec z rzymu,
pojechać pięć dekad wstecz do san francisco...
weźmy się za dusze i łapki,
obdarzmy się ciepłem uczuć zacnych ludzi.
tylko czy ten spuchnięty ryj w ciapki
może jeszcze je w kimkolwiek budzić?
bue bue bue bue bue bue bue bue bue bue bue...
o wątrobę dbać nie muszę,
muszę być pod gazem -
jestem prometeuszem
i sępem zarazem.
|
||||
7. |
skit b
00:26
|
|||
pamiętajcie o ogrodach
i o długich twardych wzwodach,
o swych wzwodach pamiętajcie,
zapisujcie je na kartce,
pamiętajcie o gonadach.
i na koniec trudna sprawa:
pamiętajcie też o piździe,
przecież stamtąd wyszliście.
|
||||
8. |
do gazu cz. 1
02:12
|
|||
znakomity afrykański muzyk maluye yayami gościnnie tu śpiewa
na pohybel samcom alfa, z pozdrowieniem samiczkom omega
sztos!
oni wszyscy jak leci
mają w worku kulki
jan paweł drugi gwałci małe dzieci,
jan borysewicz stręczy własne córki
oni muszą mieć przewagę
muszą mieć kurwa twardą lagę
oni tak dają sobie radę
a gdy się znajdzie silniejszy, idą jego śladem
oni stworzeni do przemocy
gnojenia słabszych, co się moczą w nocy
bo oni to szczają krzepko by oznaczyć teren
najbardziej ze wszystkiego się boją być gejem
oni zafascynowani mundurem
wyposażeni w grubą skórę
d.n.a. im to jasno wykłada:
raczej strzelać do innych niż im pomagać
w mózgach epolety i pistolety
i pytania, kto komu kibicuje
chcą im rodzić dzieci posłuszne kobiety
by przetrwało nazwisko i gatunek
oni, używając obu, nie wąchają pizdy ani wódki
w pogardzie mają sztukę, sztuki i sztuczki
gdy mikre ciałko - trzeba je chociaż stłuścić
syk otwieranej puszki
"suko, czemu nie jesteś w kuchni?"
"chłopcze, atakuj pierwszy lub umrzyj"
"lala, pamiętaj nie możesz się kurwić"
wieczorem pod sklepami i klatkami ich ujrzysz
w grupie, gwiżdżą na przechodzące dupy
a ich dupy to obmierzłe jamy
z włosów i zacierek kolczaste druty
(zacierek z papieru, jeśli szczęście mamy)
bekają i pierdzą bez skrępowania
żrą własne smarki, to dla nich jak manna
"ewolucja dołożyła starań
by w tych kwestiach nie mieli nic do gadania"
aż tyle się wiąże z kuśką
nie chowajmy chłopców na chłopców, niech im pały uschną
wirus męstwa to relikt, oszustwo
"zakładasz się, że będzie zagłada?" jest tuż, bo
doszczętnie skompromitowana
niech w podskokach spierdala
nowy świat bez niej musi - co?
przyjść kiedyś, przyjść zaraz
cywilizowana niewiele bardziej
od gadów, od płazów
męskość do gazu
|
||||
9. |
bieda bieda bieda
04:28
|
|||
bob marley powiedział kiedyś podobno, że są ludzie tak biedni, że wszystko co mają, to pieniądze; słowa te są dla mnie gwiazdą poranną, popołudniową i wieczorną. beng.
ponoć talent i praca hajs dają, sprawdziwszy w dupie głęboko palcem
wiem: nie mam talentu do hajsu i nie podjąłem pracy nad hajsem.
mam marzenie, że ukradnę gacie w haendemie
i mam wrażenie, że kurczy mi się przyrodzenie,
że w spodniach centymetr sikawki. spożywam nadgniłe truskawki,
gdzieś indziej dzieje się życie, tutaj ledwo nikłe drgawki;
gdy autobusem jadę, jadę jak tede w płocku eldokę!
(wejdzie kanar - spierdolę, kwadrans potem wsiądę z powrotem)
świat ściga się i pędzi, ja po chacie ścigam karaluchy.
dobrze że nie mam pieniędzy, wydałbym wszystko, kurwa, na ciuchy,
wydałbym wszystko na luksusy, wydałbym wszystko na truciznę,
byłbym jak banknota sługusy, lizał brudną monety pizdę.
a więc muszę być dumny z ochłapów, ostentacyjnie noszę łachmany
i na gówno głośno krzyczę papu i że respectu nie kupisz za money.
z braku forsy na śniadanko pełna waza proroctw i kazań.
w banku debet, w kasie manko, a materializm to straszna zaraza.
bieda bieda bieda, ogłaszam niewypłacalność.
niejeden się sprzedał. rzeczy najważniejsze są darmo,
deklaruję bankructwo. pieniądz narzędziem szatana,
niejeden uległ kuszącym ustom.
bieda bieda, BIEDA JEBANA!
powoli zaczynam sobie przypominać, że bob marley powiedział też kiedyś: łeeeeee łeeeeee hajle sellassje łeeeee łeeeee, ale raz obranego kursu nie zmieniam.
(rucham rucham rucham całą noc, mam zakwasy)
rucham trupa psa sąsiada, wytrysk w martwy odbyt już blisko;
to obrzydliwe, powiadasz? lecz nie kosztuje kasy,
a tej nie mam, bo mówi dobra rada: hajs to w życiu nie wszystko.
(zaciągam się wonnym szlugiem) od rana zbierałem kiepy,
poszukiwania były długie: spożywczak, śmietnik, przystanek;
zwinąłem je, przyjaciele, w rulon z wczorajszej gazety -
jak w auschwitz, ale gdy zgromadzisz za wiele, nie będziesz swego domu panem.
(podaję chuja do mordy) siedmioletniej kuzynce, co warunki stawia:
że nikomu nie powie o tym, jak dam jej dziesięć złotych;
no, to niech chlapie, dla mnie zbyt duży to papier, wybrałem istnienie zamiast posiadania.
mo' money - mo' problems, więcej mamony - większe kłopoty.
(nakurwiam browary) szacownej marki kuntersztyn.
cztery były gratis, stary, jak się kupiło osiem.
w złoty płyn, czy tam w żółtoszary, wpadają me srebrne łezki,
bieda, lecz czy na łożu śmierci się liczy dolary, myśli o sosie?
bieda bieda bieda, ogłaszam niewypłacalność.
niejeden się sprzedał. rzeczy najważniejsze są darmo,
deklaruję bankructwo. pieniądz narzędziem szatana,
niejeden uległ kuszącym ustom.
bieda bieda, BIEDA JEBANA!
bieda bieda bieda, ogłaszam niewypłacalność.
niejeden się sprzedał. rzeczy najważniejsze są darmo,
deklaruję bankructwo. pieniądz narzędziem szatana.
dobrze że mam chudo, bo po cóż tłusto?
dobrze że nie mam pieniędzy!
bankruptcy bankruptcy bankruptcy...
zadłużyłem się na 30 lat
w wonga.com,
czuję nad sobą bat,
czuję srom,
zbieram złom.
właśnie tak.
cieszysz się ziom?
dobrze, że nie mam pieniędzy...
|
||||
10. |
skit c
00:38
|
|||
jest taki dzień, gdy czekamy pierwszej gwiazdki
a członek mój się pokrywa warstwą mastki.
mam na chuju płaszczyk z brudu,
nadaremnie czekam cudu.
próżno wołam, próżno klaszczę,
wszyscy wszystkim srają w paszcze.
|
||||
11. |
zasady optyki
03:32
|
|||
wielbiliśmy go, u stóp miał miasto,
nie mylił nigdy ortopedy z pederastą,
przyglądał się życzliwie - nawet formacjom
okrzyczanym, lecz głosami przed mutacją.
miał mir w szkole, zakładzie i domu,
odpowiednio poważne podejście do sromu
i profesjonalizm wykonu. mocarz;
czuliśmy jego wiatr w swych włosach.
jadł z nami kiełbasę grillową,
śpiewał po skali, kreował słowo,
pieski i kotki cieszył zapomogą,
gładził sierotki po wszawych łebkach dłonią gołą,
praca nielekka była mu powszednią,
rad chwytał za szpadel i za zgrzebło,
trzymał się liter, wąchał nagietek.
unikał bitew o zeschły napletek
i nie szerował na najniższych instynktach ludzkich -
ale sza, nadstawcie spiczaste uszki:
już go dla nas nie ma, zmarł nagle jak bruce lee
angażując się w spektrum spraw niesłusznych.
zważcie sobie to ciężkie moralne cargo
i niech się nogi pod tym ugną:
on w starciu za chujem opowiedział się twardo,
a w referendum zagłosował na gówno!
i teraz tak już tylko go widzimy, o szanowni:
wielbiciel chuja, chuja orędownik.
tak go postrzegamy, no nie bądźmy kurwa dziećmi:
wyborca gówna, gówna poplecznik.
nie ma już co zbierać, sami widzicie:
orędownik chuja, chuja wielbiciel.
rozpoznaliśmy go całkiem i do końca:
poplecznik gówna, gówna wyborca.
i rym cym cym i ram pam pam,
nie z nami, po złej stronie, przeciw nam,
i rym cym cym i om nom nom,
nie z nami, przeciw nam, po gorszej ze stron.
|
||||
12. |
||||
jeśli zniknę, to wrócę - dobrze zapamiętaj.
wrócę w daniach dwunastu warzonych na święta,
wrócę w gifie z kotkami (nieważne kto słał je)
i w londyńskim sex-shopie, w ukraińskiej saunie,
tam gdzie hala z halaszle i w naszych piosenkach,
roztoczańskim ognisku, rozedrganych rękach
i w szpitalnym poranku, gdzie zgrozy się kryją,
cząstkach cytrynki w dzbanku, cząstkach acqua di gio,
w zapadającym zmroku w górach zimą,
winie pitym z kartonu (lubisz takie wino),
wrócę w misiu kochanym (lubisz takie misie),
w grzybku w lesie zebranym, w grzybie na suficie,
wrócę w błękicie wody na plaży w tunisie,
wrócę w serze dwudniowym na zwiędłym penisie,
męskiej kurtce włożonej na zmarznięte ciałko
i spojrzeniu, co puste rzecze "nic nie warto".
pozwól piękna, pozwól pozwól piękna, że padnie myśl znakomita:
zaprzyjaźnij się gdy jestem jestem, skoro skoro wrócę i tak.
w rowerowej wyprawie przed siebie w nieznane,
wrócę w rzygowinach o trzeciej nad ranem,
w narzekaniu niesłusznym na swój los parszywy,
w grzybku w lesie zebranym - chuj, były już grzyby -
więc w bilonie liczonym nerwowo przy kasie,
w bluzgach miotanych przeciw nazbyt kiepskiej prasie,
propozycjach ohydnych tyczących analu,
przeprosinach: 'dziura w dupie = wielka siła, nie miej żalu',
wrócę w pociętych rękach i w obciętych nogach,
w obrazach: brokeback mountain czy też gorzkich godach,
w obrazach i zniewagach papieża i boga,
w wyjaranych szlugach i stu innych nałogach
i w twym wołaniu pomsty, w pijackiej malignie -
raz niejeden cień wąski mój gdzieś tam ci mignie.
nie ćwicz się w próżnej sztuce trudnych stawiania pytań -
jeśli zniknę, to wrócę; więc zrób coś, bym nie znikał.
pozwól piękna, pozwól pozwól piękna, że padnie myśl znakomita:
zaprzyjaźnij się ze mną gdy jestem jestem, skoro wrócę i tak.
pozwól kurwa, pozwól pozwól że padnie myśl głęboka jak wc:
zaprzyjaźnij się ze mną ze mną gdy jestem, skoro i tak wrócę.
nie? w sumie w sumie to się to się nie dziwię. będziemy wracać straszliwie.
nie dziwię się, nie dziwię lecz już boję - będziemy wracać oboje.
|
||||
13. |
skit d
00:19
|
|||
rozkwitały pąki białych róż.
ach, jasieńku, swą powstrzymaj chuć,
nie pchaj w rurę, mam tam delikatną skórę
i rupturę
sprokurujesz miiiii.
|
||||
14. |
do gazu cz. 2
01:53
|
|||
oni nie płaczą, strugają chojraków
śmieją się z tego że ktoś ich kiedyś gnoił
oni dla kurażu słuchają polskiego rapu
i żaden spać w ciemności się nie boi
każdy na pamięć zna gwiezdne wojny
marzy o kieszeni z kryptonitem
oni nawet jeśli los był szczodry
nigdy nie są zachwyceni wynikiem
to oni noszą spodnie i nie oddadzą tych spodni
wiecznie sukcesu głodni
muszą sobie wciąż coś udowodnić
nie znoszą gdy ktoś jest mądrzejszy od nich
oni lubią proste dziarskie melodie
wciskają pedał do podłogi
wyrażając się w chuj niestosownie
o innych użytkownikach drogi
mają wrogów na niby
są pewni że laski lecą tylko na hajs i wpływy
alfa na betę, psi na omegę patrzy z góry
czy ubrani w drelichy, czy garnitury
nie cierpią pytać o pozwolenie
i jak wszystkie ludzkie samce na tej planecie
mierzą swoje, kurwa, przyrodzenie
zerkając na cudze w toalecie
imponować - egzystencji podstawa
serca by chcieli na śniadanie wpierdalać
wykonają tytaniczną pracę
by odebrać nagrodę: tytuł PRAWDZIWY FACET
oni traktują kobiety jak dziewczynki
lubią je od siebie uzależnić
zamiast emocji - katatoniczne spinki
a uczucia każdy w jelitach dzierży
nieświadomie wykorzystują łagodność, empatię,
hołdują egoizmom, kradną zaufanie
smród potu wypełnia szatnię
"bycie mężczyzną jest ciągłym tego sprawdzaniem"
aż tyle się wiąże z kuśką
nie hodujmy chłopców na chłopców, niech im pały uschną
wirus męstwa to relikt, oszustwo
"zakładasz się, że będzie zagłada?" jest tuż, bo
doszczętnie skompromitowana
niech w podskokach spierdala
nowy świat bez niej musi - co?
przyjść kiedyś, przyjść zaraz
cywilizowana niewiele bardziej
od gadów, od płazów
męskość do gazu
|
||||
15. |
jogurt to sperma
04:00
|
|||
czy tylko głupi wszystko wiedzą?
ach, te zawistne języki.
ty jesteś jak homer, dante, ezop,
przy tobie każdy nikim.
masz taką wiedzę, że na fiucie ci siedzę,
a bardziej ogólnie:
twój jacht widać z daleka na redzie,
gdy reszta tonie w dziurawym czółnie.
wiesz tak wiele: że w jogurcie jest sperma, że skóra to derma,
że istnieje dawno lek na raka lecz go się nie udostępnia -
a to ścierwa. rewolucję mógłbyś wzbudzić jednym gestem,
lecz litość masz dla podludzi, choć tak liczni są untermensche.
wiesz gdzie upadły bomby, wiesz jak kształtować poglądy
i po co, oraz że chuje to nie całkiem to co ogórki,
jak naprawdę chcieć dobra dziecka i że wolność jest niebezpieczna -
a przede wszystkim rozumiesz, kto powinien dyktować warunki.
twa oświeconość słodsza od wiśni. drżą wadliwe umysły.
twój fiut jest na ustach wszystkich, twój urlop na bora bora;
nawet będąc tak daleko telepatycznie ślesz kalekom
wobec nieświadomości veto - jak ci nie lizać wora wora? (wora wora)
jogurt to sperma, (sperma sperma) sperma to jogurt (jogurt jogurt).
idę za wrócone życie dziękować bogu.
mango to owoc, owoc to mango, wierzę to credo, credo to wierzę,
tango to taniec, taniec to tango - podziwiam cię masterze.
wiesz jak działa freon, czemu się żegnać z nadzieją, co zamierza putin,
jak zwyciężał napoleon i jak sobie napierdzieć do dupy,
wiesz o czym jest '12 groszy' i o czym była akcja wisła.
możesz otwierać oczy i musisz z tego skorzystać.
jak zjednać sobie przyjaciół? gdzie jest do sukcesu trasa?
tych co nie mają racji a chcieliby mieć - zapraszasz.
czy można być jeszcze bardziej? kto pociąga za sznurki z piwnicy?
jeśli ktoś szuka, to znajdzie - napije się z twojej krynicy,
gdyż wiesz co się dzieje w mumbai, wiesz co się dzieje w dakarze.
lizać ci kule - szczyt wszelkich marzeń.
wiesz co się dzieje w kairze, wiesz co się dzieje w stambule.
szczyt wszelkich marzeń - lizać ci kule.
i wielu liże, i też mógłbym zmarszczoną skórę siorbać czule;
problem widzę w jednym szczególe: ja tego nie potrzebuję.
przepraszam, sorry, jestem malutki.
jogurt to sperma, (sperma sperma) sperma to jogurt (jogurt jogurt).
idę za wrócone życie dziękować bogu.
mango to owoc, owoc to mango, wierzę to credo, credo to wierzę,
tango to taniec, vale to nara - podziwiam cię masterze, SPIERDALAJ.
ty mi powiesz jak jest, jak jest, jak jest, SPIERDALAJ.
jak jest, jak jest, mówisz jak jest, SPIERDALAJ.
mówisz jak jest, jak jest, jak jest, SPIERDALAJ.
jak jest, jak jest, mówisz jak jest, SPIERDALAJ.
chciałem podziękować koledze ze sportowego obozu letniego w 1992 za uświadomienie - podobno BRACIAK jego WUJASA pracował w mleczarni i osobiście nadzorował zbiorowe walenie konia do kadzi. kolega ów uświadomił mnie także w kwesti fellatio - pod sosenką, nad jeziorkiem - ale o tym kiedy indziej może...
|
||||
16. |
skit e
00:22
|
|||
był raz bal na sto par -
biznesmeni, bankierzy na sali -
ale źle skończył się,
gdy kelnerzy do zupy nasrali.
caaałaaa sala dzieli łupy, a prekariat kloc stawia do zupy...
|
||||
17. |
||||
skatowałem żebraka i umarł,
skatowałem go żelazną pięścią.
zamiast się nad tym rzewnie rozczulać -
bliskim swym zapewnij bezpieczeństwo.
czy za żula ze strzykawką ręczysz,
co żem butem go jebnął a zgnoił?
nigdy nie wiesz, gdzie będzie się kręcił;
może właśnie po osiedlu twoim
i do drzwi twoich klamkę naciśnie,
zgwałci w domu porządek twój, bracie?
trzeba ci myśleć profilaktycznie,
by jak król sobie siedzieć na chacie.
że utoczyłem juchy ze świni?
to uczynił rodzic z dzieckiem,
a wszystko wolno dla idylli
w podstawowej komórce społecznej.
by chronić obcego, ja pierdnę wzgardliwie,
a by chronić swoich, przemierzę dystanse.
w obronie syna rozszarpię, w obronie córki - zabiję,
a w innej sprawie nie kiwnę palcem.
zwodzonego nie opuszczę mostu,
niech się topią intruzi w fosie,
wychowuję i pilnuję wzrostu,
z mego zamku się gnoje wynoście.
to ognisko i ład, to przedwieczne -
podważ to, a posmakujesz kulki.
szczam na prawo, bo moje jest lepsze,
niech choć tu podyktuję warunki.
czuję aprobujące spojrzenia,
jak mnie drapią po plecach szerokich;
metod moich nikomu oceniać
w imię jakiejś jebanej utopii,
więc zabieraj swoje wynalazki,
wypierdalaj, żałosny fantasto.
jestem chłop gwałtowny, lecz zacny -
nikt nie przeczy, hordy przyklasną.
by chronić obcego, ja pierdnę wzgardliwie,
a by chronić swoich, przemierzę dystanse.
w obronie syna rozszarpię, w obronie córki - zabiję,
a w innej sprawie nie kiwnę palcem.
czasem słyszę gówniarzy, niestety,
co się w dupę suwają nawzajem,
że są jeszcze inne priorytety
i nie geny kształtują świat wcale -
ale nasze są tak bardzo cenne!
a są cenne, bo tak, bo ja mam je!
na chuj nam mrzonki i fanaberie.
żyję, drogi sąsiedzie, przykładnie.
milion lat temu przodek mój wiedział,
o wierności krwi więzom śpiewał:
"zawsze będziemy kryć się w gałęziach,
nigdy kurwa nie zejdziemy z drzewa".
później inny na honor i imię
przysiągł tak jak ojcowie powinni:
"najważniejsze - dbać o familię,
kurwa, nie wyjdziemy z tej jaskinii".
nie!
by chronić obcego, ja pierdnę wzgardliwie,
a by chronić swoich, przemierzę dystanse.
w obronie syna rozszarpię, w obronie córki - zabiję,
a w innej sprawie nie kiwnę palcem.
co to znaczy, że człowiek jest stworzony do czegoś więcej?
jest stworzony do reprodukcji, do wychowania!
i w tej przecudnej urody piosence
nie wypełzamy ni chuja z dziejów zarania.
i kończę bojowym rykiem:
wszyscy do stołu!
mięczaki skrobią patykiem,
ja niosę bawołu.
|
||||
18. |
||||
autor książki 'jak żyć by być'
podpisuje egzemplarze,
uśmiechając się na niby
puszcza wodze marzeń:
sygnaturą zamaszystą
wieńczy dzieło na swym dziele,
śniąc na jawie, że jest glistą
i użyźnia ziemię.
doktor zaś schodzi z katedry,
wykład świetny, rzecz zwykła;
pójdzie z auli do biedry
kupić sobie pumpernikla -
pieści się studentów szeptem,
w auditorium, na campusie,
zlepił ludka z chleba przedtem,
umieścił sobie w anusie.
nie istniał i nie istnieje,
umarł sobie, poszedł sobie
ten, co dawał nadzieję:
ostatni normalny człowiek.
nie istniał i nie istnieje,
poszedł sobie
ten, co dawał ci nadzieję:
ostatni normalny człowiek, człowiek.
heros, wzór dla młodzieży,
przeszedł piekło, ostre jazdy -
mimo to w ludzi wierzy,
nadal umie się przyjaźnić.
mózg od czaszki mu odbito,
więc choć chciałbyś inaczej -
on wierzy także śmietnikom
i przyjaźni się ze sraczem.
działacz ceniony i żwawy,
znany z charytatu,
szerzy skromność mimo sławy,
błogosławi światu.
a że chwaleni ogromnie
mają sekrety zatrute -
zbiera też na penektomię,
ruchać chce fiutkikutem.
nie istniał i nie istnieje,
umarł sobie, poszedł sobie
ten, co dawał nadzieję:
ostatni normalny człowiek.
nie istniał i nie istnieje,
poszedł sobie
ten, co dawał ci nadzieję:
ostatni normalny człowiek, człowiek.
gwiazdor z żoną i potomstwem
mieszka w czystym majestacie.
jego dzieła - półboskie,
wszyscy go doceniacie.
zmiana z zapadnięciem nocy
dokonuje się istotna:
dzieci porywa, patroszy
i oddaje mocz do środka.
a bohater ostatni
najpierw sczerniał, potem zbielał,
był na dnie, wyszedł z matni,
chociaż standard, to ideał.
też ma tajne powołanie:
lizać pizdę swej mamusi
i potępia siebie za nie,
cóż, tak być musi...
nie istniał i nie istnieje,
umarł sobie, poszedł sobie
ten, co dawał nadzieję:
ostatni normalny człowiek.
nie istniał i nie istnieje
(łza obficie, widzę, kapie)
umarł sobie, poszedł sobie,
ten, co dawał wam nadzieję,
guru, ajatollah, papież:
ostatni normalny człowiek.
ssij mój członek.
|
||||
19. |
skit f
00:47
|
|||
a w kominie szuru buru, rucham wszystkich chłopców z chóru.
gada woda i sitowie: lubię męskie dupki młode.
brązowo mi, kakaowo, brązowo mi.
ukarzesz mnie niewątpliwie, to kwestia dniiiiii;
i ty, właśnie ty
w penis wbijasz mi swe kły,
odgryzasz i wypluwasz.
świat jest zły.
|
||||
20. |
do gazu cz. 3
02:55
|
|||
oni ostatni wsiądą na szalupę
w razie czego staną w obronie
kiedy trzeba zrobią awanturę, kopną kogoś w dupę
rycerscy wobec kobiet, przepuszczą je przodem
konkretnie załatwią sprawę
nauczą syna grać w piłkę
zmienią uszczelkę, zlutują kabel
zasadzą drzewo, zbudują dom, sprzedadzą nawijkę
by samemu go nieść przejmą ciężki tobół
zapewnią byt rodzinie, zapłacą rachunek
znają budowę samochodów
każdy poderwie, zdobędzie i zainicjuje
oni zadbają by miała wygodnie, otrą łezki
zawsze mają ochotę na seks, nie trzeba wiele
od urodzenia kolor niebieski
tak się oznacza proste w obsłudze modele
oni rozpalą grilla ładnie
są bohaterami w castoramie
lecz taki dzieckiem się nie zajmie, tylko myśli o weinsteinie
więc opieka należy się mamie
oni bezrobotni to jak niepełnosprawni
rzadko proszą o pomoc, to takie niemęskie
muszą ogarniać, więc i ty ogarnij:
samobója strzelają dwa razy częściej
oni to frajerzy, jeśli bezradni
dlatego panicznie boją się przegranej
oni kogoś zabili, oni coś ukradli
w anclu jest ich dziesięć razy więcej na stanie
nie wolno im okazać słabości
zresztą nie cierpią - robić z siebie ofiary
stres, toksyny, jebany błysk ostrzy
oni to my i sześć lat wcześniej umieramy
"tak musi być, to jest potrzebne,
to sprawdzony porządek" och, zapewne
gwizdek na jebaną przerwę
kto nas i kiedy nakarmił tym ścierwem?
aż tyle się wiąże z kuśką
nie chowajmy chłopców na chłopców, niech im pały uschną
wirus męstwa, relikt, jebane oszustwo
"zakładasz się, że będzie zagłada?" jest tuż, bo
doszczętnie skompromitowana
niech w podskokach spierdala
nowy świat bez niej musi
przyjść kiedyś, przyjść zaraz
cywilizowana niewiele lepiej
od gadów, od płazów
męskość do gazu
DO GAZU!
jestem kurwa serio, tak bardzo serio
jestem kurwa winien, tak bardzo winien
|
||||
21. |
dobrze się różnić
03:08
|
|||
tak dobrze jest, gdy znowu przepłaczesz długą przerwę,
a dzieci w piaskownicy smarują cię psim kałem,
pedałem nazywają, mówią, że cuchniesz ścierwem.
tak fajnie jest być innym. tak, to jest doskonałe.
ze szkoły musisz do dom wracać, by zrobić siku,
przyjaciół masz wyłącznie wyimaginowanych,
z podwórka schodzisz z flegmą na niemodnym płaszczyku,
to trzeba cenić drogo i srogo to pochwalić.
git u roweru życia być piątym kołem, kręcić
pętlę na własną dupę, biczyk na własną szyję,
bo ci, co tak wystają, grzęznąc w błocie percepcji,
mają świeże spojrzenie oraz wewnętrzną siłę.
oryginalność swą pielęgnuj, nie strać
jej.
może kiedyś się przyda, kurwa jej mać,
hej.
zaglądać w te wodniste niezrozumienia oczy,
woń wdychać pustej sali, a po soczystej puencie
wsłuchiwać się w tę ciszę bezbrzeżną jak kosmosy...
ach, ileż to rozkoszy, ach, jakie to jest szczęście.
aż wreszcie pójść po rozum, kupić sobie konformę,
przyswoić głośne hasła oraz pomruki zgodne,
na razie się powstrzymać, przemilczać kwestie sporne,
być w środku, nie na zewnątrz, a ze środka wziąć odwet.
i tu przed wami stojąc, dziękując za nagrodę,
co kosztowała lata posysania fujary
oraz schlebiania tłuszczy, puszczania chujów przodem -
wspaniale sie wyróżniać, twierdzę! więcej wiary!
oryginalność swą pielęgnuj, nie strać
jej.
może kiedyś się przyda, kurwa jej mać,
hej.
|
||||
22. |
skit g
00:15
|
|||
cieknie mi z dupy brązowa woda,
czy to dur brzuszny, ja pytam się?
nie, to choroba jest umysłowa,
to mózg wycieka przez dziurę w dnie.
|
||||
23. |
kto mi dał uprząż
02:28
|
|||
widzisz tu tego chłopczyka?
wychodzi z babcią na spacer,
buzia mu się nie zamyka,
bredzi, nie umie inaczej.
mija ich grubas z przeciwka,
nazywa dupą wołową, (dupą wołową)
chłopczyk się wkurwia i ciska
w ślad za nim jeszcze grubsze słowo. (CHUJ!)
nad staw dochodzą niebieski
co nenufarki ma w środku
on łaknie, knuje i tęskni:
tak by się potaplał w błotku...
pyta, co ten pan z tą panią
tak dziwnie robi i czemu?
gdy słyszy, że rozmawiają,
wierzy jak bogu samemu
i eskapada trwa nadal -
gdy się potyka, uderza,
w podkówkę mordka się składa,
łza w oczku kręci się świeża.
zaraz pocieszą, pójdziemy
dalej, przez mostek i rzeczkę
za łapkę, znikną problemy,
chłopczyk się czuje bezpiecznie.
sprzyja mu czas i energia,
skacze i tańczy, poza tym
i z krzaczka bieluń by zerwał,
i w gówno psie wetknął patyk,
niedługo będzie już duży,
teraz do domku wracamy,
poprzez kuszące kałuże
do siebie, taty i mamy.
----------
widzisz po trzydziestu latach
ten oto granit milczenia?
po cóż by mu mordą kłapać -
nic ciekawego w niej nie ma.
grubasy (które są wieczne)
każą spierdalać na drzewa -
mógłby się pienić i wrzeszczeć,
lecz wie, że wiele to nie da.
pływa jebany nenufar
po błocie ciemnobrązowym.
kogo miał ruchać, to ruchał,
toksyny wszelkie zjedzone.
oszukać go - trudna sztuka:
każdą intencję, czy czysta,
sprawdza; i sobie nie ufa
nawet. na boga się wysrał.
niesprawiedliwość wszelaka
w ludzi uderza z pogardą,
chciałby umieć się rozpłakać -
ale nie umie już dawno.
a mostów spalił tak wiele,
że nikt go dziś nie przygarnie,
kiedy mu runie istnienie,
co chwieje sie bezustannie.
spacer dzieciństwa ścieżkami
odebrał mu resztę siły,
miejsca przemierzył te same,
lecz się warunki zmieniły.
demencja wkrótce mu wjebie
jak ojcu i jak mamusi.
choć pragnie wrócić do siebie,
nigdy do siebie nie wróci.
|
||||
24. |
||||
to jest dedykowane ludziom, którzy jedzą tylko po to, żeby mieć podkład pod piguły
czy zwyciężą katolicy, co nienawidzą?
już ofiary swe liczą
okularnik z ekranu, w garniturze gryzoń,
bohater z żołądka nerwicą.
krzyż jest jak chuj, może stać wszędzie,
ale zwykle nie ma takiej potrzeby.
chyba, że ósma krucjata przejdzie -
nie jest pytaniem CZY, lecz KIEDY.
czy nastąpi porządek nowy?
zamiast odpowiedzi analiza:
jak się nie uczysz to kopiesz rowy,
jeśli się uczysz - musisz je lizać.
miałeś być krezusem nie kryzysem,
fajne życie fajnych ludzi poślesz w niebyt,
gilotyna słodko zaświszcze -
nie jest pytaniem CZY, lecz KIEDY.
czy ziemia ulegnie destrukcji?
promieniowanie gamma ją zniszczy,
wszechświat kaszlnie jak gruźlik,
bogowie wszyscy wstali i wyszli.
chmura smitha nam przypierdoli,
protonom się wyprawi pogrzeby,
słońce nas pochłonie powoli -
nie jest pytaniem CZY, lecz KIEDY.
już kończę.
czy jeśli, wioząc żonę i dziecko,
szukam drzewa, to kiedyś je znajdę?
czy ktoś kiedyś przeprowadzi śledztwo?
chciałbym tego, naprawdę.
czy zważywszy, że chcę się zgłosić
do usunięcia, wyślę ten mesaż?
czy wiecznie mam się z tym nosić?
kto mnie odprowadzi na cmentarz?
czy jeśli głównie mnie powstrzymuje
to, że skoro ktoś umrzeć postanowi,
lepiej niech się nie patyczkuje,
nie będzie pizdą i skutecznie to zrobi,
to czy powinienem się leczyć?
i zdążyć, nim wybuchnie smutna mina?
wprawdzie trzyma mnie tu mnóstwo rzeczy -
ale niewiele mnie trzyma.
czy dobro to coś budującego?
w takim razie, czy co złego to ja?
myśli pędzą, zjadam benzo,
ale wciąż trwa zagadka ta.
czy złe sny poddam realizacji?
czy wypełnią się niniejsze wyziewy?
dajmy biec swoim torem akcji:
nie jest pytaniem CZY, lecz KIEDY.
już kończę.
na kołymie mieli gorzej,
przeżywali traumy różne,
no kurwa być może,
w takim razie co się dzieje z moim mózgiem?
bardziej przejebane mieli w mauthausen,
czyniono im mniej przyjemne zabiegi,
czy będziesz mieć mnie za ostatnią łajzę?
nie jest pytaniem CZY...
już kończę.
kończę... kończę...
sznuuur...
gdy ktoś zdechnie, mam to za znakomite:
niech czeźnie prymityw,
a ptaki osrają grobową płytę;
i ma nie być inaczej w chwili,
gdy się nade mną pochyli
patomorfolog z technikiem.
|
Streaming and Download help
If you like legendarny afrojax, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp