We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

nagra​ł​em to, bo nie mia​ł​em kasy

by legendarny afrojax

/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

      30 PLN  or more

     

1.
Gdy księżyc rozbłysnął na niebie jak wielka, czerwona pizza Przejrzałem swoje sumienie, we wstydzie płoną mi lica Tyle kurwa mam uczuć przykrych i tyle kurwa mam do ukrycia Żalu mam kurwa hektolitry, bo nader sprytny nie byłem dzisiaj Od wschodu słońca znów będę wszystkim życzył Tym, którym się powiodło, by chujnia na nich przyszła A ty staniesz w pąsach, będziesz bluzgi liczyć Palców nie starczy... to se odrąb i policz w myślach Ludzie władzy, celebryci, kasta święta Nienawidzę tej zarazy i nie tylko tego Wiesz ile w myślach razy jebałem ekspedienta I, gdy tylko się zamarzy, kopałem księgowego? Bo każdy, kto żyje standardowo szczęśliwy To dla mnie policzek kastetem, co niszczy Dlatego piję, dlatego jem grzyby Bo chcę normalne życie, chcę być taki jak wszyscy Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy Gol, brameczka Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy Bo w substancji z węgla ludzie są Lecz niestety nie zapomnimy o akcydensach Księżyc wisi romantycznie, ja wiszę na linie Mam wąty rozliczne, spierdalaj skurwysynie Chcę płaczu, rozkładu, chcę byś był jak ja niczym Pragnę iść na dół, do spleśniałej piwnicy Coś mi trzewia zżera, dlatego tak czuję Odkąd kręci się ziemia, impuls tworzy naszą naturę Lecz go tłumię jak każdy i zmieniam gdy mózg mi piszczy Z głębi niezrozumienia: chcę być taki jak wszyscy Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy Gol, brameczka Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy Bo w substancji z węgla ludzie są I może zapomnijmy o akcydensach Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy Gol, tor, but, brameczka Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy Bo w substancji z węgla ludzie są I może zapomnijmy o akcydensach Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy Goooooooooool, brameczka Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy Bo w substancji z węgla ludzie są I może zapomnijmy o akcydensach Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy I ja też chcę być taki jak wszyscy Kurwa, urodzeni optymiści To się nie uda Dobra, teraz już się nie uda...
2.
Urodził się najlepszy, przedniej marki Pełen ważkich treści i bez cesarki Bywają gorsze starty, bóg bywa bardziej srogi W życiu nie ma krótkich dróg, są tylko krótkie nogi W szkole rozwiązywał wielkie problemy Pytano "dwa plus dwa?", pierwszy krzyczał "cztery!" Przejął stery, w ciągu tygodnia miał trzy tygodnie Wątpisz w jego format? Spójrz w jego spodnie W punktach wymienię: - wygrał wojnę w Iraku - opłynął ziemię - nazywa się Tupac Shakur - zbudował stół okrągły - był jedną z wyroczni Właściwie to miał tylko jedną chwilę słabości Chłopak był w sumie prosty, chuj mu dano na tacy Więc się pochylił nisko, gdy nagle PAPARAZZI Zatem: wynalazł pismo, wynalazł koło Ale jak go nazwie przyszłość? "Ten, co lizał żołądź" Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Nagle cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Nagle cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Postromantyczny balet, barokowy poemat Aleatoryczne wstążeczki na czynelach Sonoryzm współczesny, straussowskie walce Jebać te orkiestry, dajcie fałsze Odbiorcy kontentu nie cierpią nudy Możesz świat ulepszać, przenosić góry To ma wagę powietrza, o tym się nie mówi Posłuchajcie - dokonam generalnej próby: Człeek orkiestra kocha zwierzaczki (no...) Człeek orkiestra dostał sraczki (widziałeś to?!) Człeek orkiestra wspiera samotne matki (no tak) Człeek orkiestra to syn psychopatki (ooo fuck!) Człeek orkiestra sprząta po swoim psie (noo) A potem co sprzątnie to je (wiedzieliście to?!) Daje jałmużnę z radością ubogim (no tak) Gust seksualny ma niezdrowy (ooo fuck!) Ufundował, wykreował, pomógł (wiemy) Podobno ma problemy w domu (szerujemy!) O sławę przesadnie nie dba (no) To ponoć zdrajca, kurwa i żebrak (mamy go!) Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Nagle cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle" Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ! Dopadliśmy cię, nie wyjdziesz spod walca Chwytamy cię za jajca MAMY CIĘ! Jak belka w twym oku rzęsa Taka wielka, więc brązowa eminencja Milion się łączy z hostem, siedzi przed terminalem Za bardzo urosłeś i będziesz rosnąć dalej Bo gdy mały sukces - mówią mało, acz chwalebnie No, a duży - ciągle pierdolą i niegodnie Pomnik, stój nieruchomo, pośladki szczelne Jesteś sławniejszy niż kiedykolwiek MAMY CIĘ!
3.
Choćbym mówił językiem ludzi i aniołów I miłość miał, i tak będę niczym Będę bełkotał, pluł naokoło Śliną szczelnie będziecie pokryci Gdybym mieszkał z modelką w pałacu Który na Teneryfie by stał Byłbym na wiecznym kacu I z teneryfskich kibli wyjadałbym kał Gdybym wygrał na życia loterii To bym wymykał się każdej niedzieli Na Centralny do podziemi Ssać parszywe chuje meneli Przegrać, zjebać i zbezcześcić Zniszczyć, upaść, debil wieczny Nie śpiewam pięknych pieśni Mam w dupie byt doczesny Wbijam zęby swe w balasa Oto jest krzyżowa trasa Oto jest piętnasta stacja Deprawacja, deprawacja Wbijam zęby swe w balasa Oto jest krzyżowa trasa Oto jest piętnasta stacja Deprawacja, deprawacja Gdybym grał koncert na Narodowym Chociaż tak oczywiście nie będzie Zwaliłbym konia na głowy Dzieci piszczących w pierwszym rzędzie Gdybym wystąpił w telewizji I uczył jako geniusz i ekspert "Yyyy yyyyyy yyyy" Tylko tym bym rzucił tekstem Gdybym miał dolarów sto milionów Mógł czynić dobro i nie być chujem Kupiłbym kupę gnoju Za całą powyższą sumę Rym cym cym bum bum bum W bańce dżin, W kuflu rum Bum cyk cyk hop siup bęc Mega łyk, bo mega śmieć Wbijam zęby swe w balasa Oto jest krzyżowa trasa Oto jest piętnasta stacja Deprawacja, deprawacja Wbijam zęby swe w balasa Oto jest krzyżowa trasa Oto jest piętnasta stacja Deprawacja, deprawacja Pardon, Madame Oto chuj na którym siadam I raczej mi nie powiesz "radam" Gdy na nim siadam Miałem ja miseczkę mleczka Teraz pusta jest jebana miseczka Hej, gdzie piękne dziewczę mieszkasz? Jestem Diogenes, to moja beczka Pokaż cycki, dostaniesz ignor Według komisji to nie starczy Więc wolisz werbalnie rzygnąć I oddać się ludziom dojrzalszym? To co mówisz jest bardzo słuszne Lecz jeśli według ciebie jestem trup I zniknął ci dawno z twarzy uśmiech Nie przeszkadzaj gdy kopię sobie grób Lepiej zgiąć kark, czy przegiąć pałę? Z ciebie jak ze mnie zostaną kości Do piachu pójdą dnie i noce całe I tylko trochę mnie to złości Wbijam zęby swe w balasa Oto jest krzyżowa trasa Oto jest piętnasta stacja Deprawacja, deprawacja Wbijam zęby swe w balasa Oto jest krzyżowa trasa Oto jest piętnasta stacja A gdy spierdolę już egzystencję Skreślę dokładnie cały życiorys Atrofii moje ulegną mięśnie I wyrwę wszystek korzeń zdrowy Wpierdalaj swe czereśnie Płyń gładko czystą rzeczką Ja znajdę w ścieku miejsce I się udławię pestką A ty człowieku ciesz się Niech ci nie będzie szkoda Nie dla wszystkich jest szczęście Ktoś musi zrezygnować Nie! Nie mogą wszyscy zdobyć Tak! Ktoś musi zrezygnować Tak! Są także z gówna lody I ja liżę tego loda Deprawacja, deprawacja Oto jest piętnasta stacja Depresja, masturbacja Gorzelnictwo i farmacja Deprawacja, deprawacja Oto jest piętnasta stacja Depresja, masturbacja Gorzelnictwo i farmacja Ło-pa-ta w łeb Sika krew Niech Sika krew Śpiewam solooooo Nie chodź za mną, bo się zabijesz Czarny kolor Do sukcesu nie stworzono nas i tyle Z czego się śmieję właściwie?
4.
besnaz 03:52
Dobry wieczór! Na potańcówce wita Państwa zespół Zabawni Niepełnosprawni z Legendarnym Afrojaxem Chuj! Marzy ci się życie według własnych reguł Marzy ci się egzystencja wcale niezależna Marzysz kurwa, że rozwiążesz rebus Ale wszystko o nas i z nami i w nas - bez nas Wisi mnie i tobie nad mordą zwiędły żołądź Oraz gonady obie i przyszłość narzucona Owszem, możesz udawać, że nie ciebie pierdolą Ale wszystko bez nas, co z nami, w nas i o nas Czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha? Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha! Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha? Czujesz! Może trzeba było zostać prawnikiem? Może przedsiębiorcą, politykiem, finansistą? Może trzeba było pić z kimś ważnym słodki likier? No, bo tak, to bez nas o nas wszystko Owszem, mowa frustrata, owszem, bełkot menela Normalny człowiek jakoś się zadowala Tym, że promocja, orzeł lata, słońce, niedziela Ale szumi w głowie, że wszystko bez nas dla nas Czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha? Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha! Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha? Czujesz! Teraz plot twist: Nawet jeśli wiesz, że nic o tobie bez ciebie I jaką drogą losy szły, pójdą i chodzą Wypierdalaj, wypierdalaj, wypierdalaj biegiem Bo chociaż jesteś po tej drugiej stronie, chujozo To władcą tu dziś jest słynny vox populi Miliony głów i klawiatur smartfona Nieświadomie decydują komu wjebać, kogo przytulić Ale do dupy z takim nic bez nas o nas Czujesz? Czujesz? Czujesz jak komuś sromotnie dopychasz? Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak komuś sromotnie dopychasz! Czujesz? Czujesz? Czujesz jak komuś sromotnie dopychasz? No. Prowincjał chędoży przeora, przeor kwestarza, a kwestarz lektora.
5.
Wszyscy mężczyźni mają problem z innymi mężczyznami Jest nas nieco za dużo i wszyscy jesteśmy w zasadzie sami Z Panią - jako kobietą - żaden, choć serce tak mocno wali Pani posłucha ze zrozumieniem przeto, proszę Pani Działa Pani jak Viagra, banał, jak kortyzol, nie wszyscy to widzą Ale ja owszem i dla Pani nakurwiałbym po sam horyzont Wiem, że Pani zwykła trzymać się z boku, gdy trwają kontredanse Mam nadzieję, że do mnie nie powie Pani per zboku i mam jakieś szanse Proszę odpuścić dystanse, przejdźmy na ty i może objaśnię Że jaskrawe od normy odstępstwa dla wielu są zbyt wieloznaczne Większość pojmuje to tak, lecz przyznasz, że to pojęcie dosyć wąskie Co dla innego to trucizna, dla mnie jest łakomym kąskiem Korpus i kończyny tylko skrywają, a ty tego nie czujesz? Wstyd bez sensu, poczucie straty - uwierz, świetnie to rozumiem Jesteś wspaniała, wprost to powiem, tylko dziewczyna, tylko osoba Zgoda - tylko człowiek, myśląca trzcina; tyle, że cukrowa Ale na plaster były te teksty, chociaż do rana je emitowałem Ma liczne kompleksy, nie zrozumiała Jest moim ideałem Po co mi dziewczyna? Wyrocznia rzekła, halo tępe chuje Po co, jeśli jest kompletna I niczego jej nie brakuje? To z czym każdy sobie radzi, na co lekko lachę kładzie Mnie gnoi i razi i zobacz, umieram dziesięć razy Bo jestem szczególny, jak ty wyjątkowa; czy takie spotkanie się zdarzy Nam jeszcze w tym życiu, skoro musiałem o nim życie to całe marzyć? Ah, może zbyt mało zaskoczeń na pierwszy rzut dotarło - proszę: Mam kutas zwany szczodrą palmą i jajca po prawej noszę (Wiem, to nie może się równać z twoją niestandardowością) Rapuję kawałki Pełno w nich gówna Wolisz poetów? Winszuję waszmościom Tak mało jest takich jak ty, błagam, jeszcze żadnej nie spotkałem nigdy To jest ważna sprawa, grzeję pałę i gdybyś to zlała - nie żyłbym Spójrz, mam tu gruby sznur - chyba mnie nie powiesisz? Nie odchodź, to ważny spór i chcę mieć z tobą dzieci Tak, może charaktery mamy różne, lecz w tobie tylko uczucia szukam Jak śmiesz odwrócić buzię i w oczach mieć tylko ekran macbooka Gdy stoi mi na twój widok faja? Na plaster rewerencja cała Nie ma przekonania do swego ciała Więc nie wierzy, że jest wspaniała Po co mi dziewczyna? Wyrocznia rzekła, halo tępe chuje Po co, jeśli jest kompletna I niczego jej nie brakuje? Po co mi dziewczyna? Śpiewa sala, halo tępe chuje Po co, jeśli jest doskonała I nie da się zlitować czule? Po co mi dziewczyna? Wyrocznia rzekła, że są niepotrzebne Po co mi dziewczyna? Niniejszym wszystkie zwalniam, oprócz tej jednej Ponieważ, choć nie dałem rady tamże, rzekł profesor: Na mężczyzn kobiety działają bardziej, gdy oni z nimi nie są
6.
okrutny kapo 03:46
Gie Gie Giewont to jest góra W dupie to jest dziura To co piszę to jest literatura To co się pojawiło to jest niesamowite Nabieram przekonania, jak wody nabieramy sitem Że to pierwszy raz w historii Stoi jak pierwszego sierpnia Ustały też wojny Ludzkość ścierpła, przyjmując dar hojny Mesjasz, on właśnie, ubrany w mokasyny przyciasne Idzie, a jakby płynął, przedziwny, nieznany Kilometr ponad chodnikami, więc omijając stolce; on był widziany Wybaczał wszystko, świat był znów piękny Uwiędły kolce i zmiękły glany Bo przybył zbawca niepojęty Ale Mówił słowa, my głusi na nie Widniała droga, my nic na to Byliśmy zajęci sprzątaniem Proza życia to bolesny liszaj, okrutny kapo Przesłanie wspaniałe? Wyzwanie więzom i kratom? Nie! Proza życia, byliśmy zajęci sprzątaniem Bolesny liszaj, okrutny kapo Dosłownie przed chwilą Z morza wynurzył się Allah, Jahwe, Ojciec Przypadkiem zatapiając Sopot - tak było Ale odtąd wszystko stało się prostsze Skruszył nasz pancerz twardy Najgłębsze uczucia, najlepsze emocje Wystrzeliły jak z jebanej fontanny Przestały być potrzebne celne riposty Żałosna codzienność została zmyta A przywalone jej ciężarem serca Zaczęły bić żywiej, siła ukryta Na ostatku - stała się pierwsza I poruszono odwieczny wątek A odpowiedź zdziwiła lasy i łąki Gdzie jest koniec odbytu? Gdzie jego początek? Tam, gdzie rosną poziomki! On mówił słowa - my głusi na nie Widniała droga - my nic na to Byliśmy zajęci sprzątaniem Proza życia to bolesny liszaj, okrutny kapo Przesłanie wspaniałe? Wyzwanie więzom i kratom? Nie! Proza życia, byliśmy zajęci sprzątaniem Bolesny liszaj, okrutny kapo Prezes Tesco pierdział zdradziecko Prezes Tesco ruchał dziecko Ale właśnie objawiła się gołębica I jego pełna misa stała się zatęchłą niecką Nic nie widzieliśmy z tego, szkoda Podobno powstali z grobów zmarli Z kosmosu spłynął mistrz Yoda I wszyscy pospołu ambrozję żarli Potem tańczyli wokoło Piramidy ujawniły swoje tajemnice Uśmiechnął się szeroko wąż Uroboros A dziewczyny pokazały cyce Cóż ja mogę ci jeszcze powiedzieć - bo sprawozdawać już nie mam siły? Jak nie da się bez dupy siedzieć, tak się nie da poświęcić rutyny. Padły słowa - my głusi na nie Widniała droga - my nic na to Byliśmy zajęci sprzątaniem Proza życia to bolesny liszaj, okrutny kapo Przesłanie wspaniałe? Wyzwanie więzom i kratom? Nie! Proza życia, byliśmy zajęci sprzątaniem Bolesny liszaj, okrutny kapo Okrutny kapo O o okrutny kapo
7.
Polska, ojczyzna nasza Tu się je teraz polentę - nie że, kurwa, kasza Aleksander Baron tworzy Bistro Solec Ma być wpaniałość, a smakuje jak stolec Kto drapie lewe jajo i wyciska wągry? Nikt, wszyscy śpiewają masowe hitsongi Odkrywają nowe lądy, nagrywają wintydżowo w mono A nadal jest to, kurwa, disco-polo "Nie musimy się wstydzić zachodu" Prince zmarłby tu w osiemdziesiątym z głodu A gdyby Bowie był nasz i tak samo znakomity I nagrałby Space Oddity, sprzedałby trzy płyty Morrisey - za dużo słów, skomplikowane The Beatles - dziwne akordy, dajcie spokój My tu mamy Przystanek Woodstock, panie A na Open'erze gra sam Jack White co roku Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso To jamon serrano na śniadanie co rano Bywać, wciskać, przekonywać, się domagać By w końcu przyszła ta upragniona sława Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso To jamon serrano na śniadanie co rano Mój żylasty udziec nie smakuje nikomu Wątpliwości duże i ryzyko zgonu Palce gną się jak węże i grzeje się gryf Zmieńmy zawód czym prędzej albo róbmy syf Tu muzycy umierają nie od dragów, lecz raków Od dzisiejszej frustracji i z przed jutrem strachu Czemu szczasz do baku? Obudź się Polaku Choćbyśmy wpadli tu na dźwięków trójkąt złoty Z czasu braku nie zadziwimy Europy Bo komponujemy spoty i piszemy copy Zapewniamy Polaku, uczynimy ci dobrze Lecz granica smaku leży na Nysie i Odrze Zapewniamy Polaku, zrobimy ci znakomicie Ale granica smaku jest na Odrze i Nysie Czas wyjebać (kogo?) ambicje na śmietnik Nie trzeba, miejcie swoje czułe szepty, aktualne teksty Important statementy, podwórkowe doświadczenia Nikt nawet nie zauważy, ze nas nie ma Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso To jamon serrano na śniadanie co rano Bywać, wciskać, przekonywać, się domagać By w końcu przyszła ta upragniona sława Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso To jamon serrano na śniadanie co rano Mój żylasty udziec nie smakuje nikomu Wątpliwości duże i ryzyko zgonu Jestem taki wielce twórczy Więc kutas mi się kurczy i dostaję zajoba Nie wspomnisz mnie nigdy pielgrzymując po grobach: "Tu leży Prestigi... Predisti.. Prestidigitator Słowa" "Wykuj skałę, stwórz arcydzieło!" Przecież, kurwa, napisałem i wszystkich ominęło Każdy mnie dupczy, bo co ten typ (czyli ja) nam tu pieprzy? Wszyscy są bardziej rzutcy, silniejsi i lepsi Życie jest próżnym oczekiwaniem Życie jest na pustyni grzybobraniem I, jak pisał już Mikołaj Rej Czuję siura w mordzie swej Oto rodzima forma muzyczno-literacka: C-dur, G-dur i werbalna sraczka Ostrza mieczy, modern klisze, świeży kanon Dobre biznesy, wnioski z piaskownicy, ciągle to samo Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso To jamon serrano na śniadanie co rano Jamon serrano, prosciutto, szparagi Turbot atlantycki, pragnę waszej uwagi Kopi luwak, jogurcik z imbirkiem, Pick salami Kotlet barani, chcę byście mnie słuchali Eko-cebulka Eko-szczypiorek Eko-kokos Ej, macie w dupie korek?
8.
bólterier 03:13
Chciałbym być rozwielitką, myśleć mało i szybko Jak bakteria - naturalnie mikro, jak pierwotniak, to by mi stykło Stachanowską normą jest życie; na sam prospekt się śmieję Że będę jego niższą formą jak nicień, zachwycon byciem nicieniem Królestwo za poczucie się lepiej - a propos, królestwo zwierząt Świnki siedzą w błocie, żyrafki jebią się w stepie, leniwce leżą Bierzmy przykład z kota, co uczy się tego po prostu czego sam chce To osobista katastrofa, gdy selekcji wniosków powiesz NIE Zróbmy ZOO wielkie jak Polska, każdy będzie jak zwierzę Pisała Szymborska: "Wszelka pantera akceptuje się bez zastrzeżeń" Myślenie wyżyma mózg i łamie kości, zmagam się z tą zarazą wredną Może nie leży w niej nieszczęście całej ludzkości, ale moje na pewno Nie tylko najprościej za wiele nie myśleć Lecz także zdrowiej i o to chodzi To naturalne, korzystne Polecam, Joanna Brodzik Hej, hej Nie ma co na intelekt się silić żyjąc wśród glonów i sinic Biolodzy prawdę największą odkryli: lepiej sobie wyznaczyć limit Byk w chińskim sklepie tłucze, słoń w składzie porcelany rozrabia Trombocyt w skrzepie trzyma i uczy: rozkminom jebanym odmawiam O takim: Dlaczego niektórzy mogą? Ponieważ sprawniejsze ręce Czemu z pieniędzmi chujowo? Bo wstyd prosić o więcej Dlaczego randki odmówiono? Kaleka mowa, prezencja zła Zniszczyłaś to ty, czy zniszczyłem to ja? Stanowczo ja, pies mi w mordę sra Bólterier Pozbyć się neuroskrętów, czuć rany wtedy, gdy faktycznie boli Gdy ktoś zdepcze jądra piętą, wypłaci chleby, człon upierdoli Nie męczyć się sam ze sobą; autorefleksja jest ciężką chorobą Broni zażywać swawoli, patrzeć na życia pociąg razem z krową Nie tylko najprościej za wiele nie myśleć Lecz także zdrowiej i o to chodzi To naturalne, korzystne Polecam, Joanna Brodzik Nie tylko najprościej za wiele nie myśleć Lecz także zdrowiej i o to chodzi Hej, hej, w ciemności nocy robaczek sam sobie świeci Mój móóózg wypełniony jest stertą skurwiałych śmieci Logos
9.
Ktoś urażon, gdy inny pokiwa paluszkiem I jest foch o kurwa jak duży Wtedy nie myślę "pojeb", odpływam i uśmiech Tylko "ile razy ja rozdrażniłem tak ludzi?" Acz właściwie jebać ich w uzębienie Jest możliwość zatkania nosa Więc gdy na cyc stawiam kloca, wtykam weń przyrodzenie Nie patrz na to, kolego, z ukosa Bądź przystojny, zdolny i miły Niech cię nic nie zaskoczy i nic nie zdziwi Kto cię skrzywdzić nie chce, choćby rżnął sęk w desce I bynajmniej nie za pomocą piły Niech cię kurwa nie interesuje To niegodne dżentelmena i mistrza I: jak nie palcem to chujem, jak nie rzygnę to wyszczam Oto jest prawda najwyższa Czemu ci ktoś przeszkadza? Skąd ta świadomość misji? Na rokokowej szafce porcelanowa waza, a ty plujesz do plastikowej miski? Jedni lubią woń sraki, a inni wolą moczu Nie bądź oburzony taki, nie wytrzeszczaj oczu Przypisujesz obcym, czego w nich nie ma I mówisz, że to obronny instynkt A to tylko cię czyści z lęku, który zbierasz I nie jest to widok prześliczny Jeśli mogę służyć tym rymem na bicie Niezdrowe są nadmierne przyspieszenia pulsu Ale mi się marzy skrycie, że na chuju mi wszyscy siedzicie Więc dziękuję za nieskorzystanie z usług Ty lubisz gładko, ja tarcie Czemu cię to wkurwia stary, zrozumieć nie mogę Wiem, kochasz fanfary, kochasz marsze Ale nie wszyscy idą z tobą w nogę Nim wywrzeszczysz racje, spójrz z drugiej strony Musisz być w czyimś obuwiu, by być w czyimś myśleniu Jeśli są dewiacje i inne drogi - to i kurs określony I ciesz się tym, chuju, w milczeniu Czemu ci ktoś przeszkadza? Skąd ta świadomość misji? Na rokokowej szafce porcelanowa waza, a ty plujesz do plastikowej miski? Jedni lubią woń sraki, a inni wolą moczu Nie bądź oburzony taki, nie wytrzeszczaj oczu Nie wytrzeszczaj oczu Nie wytrzeszczaj oczu Nie wytrzeszczaj Jeśli teraz czujesz się inną ligą - Pełna tolerancja i własna perwersja - W każdym z nas siedzi kurwa bigot! Dla każdego jest coś nie do przejścia! Na przykład ja widzę tak: Widzę z całą jaskrawością rzeczy jakie są Widzę kurwa cały świat i nie podoba mi się on Więc pokaż mi zamiast niego srom Ale już
10.
To jest piosenka o czymś cudownym Naprawdę Prokreacja piękna rzecz Lecz ciężka jak sto kilo kału, jak Pudzian Konieczność ma jednak rozpalić piec Pomału ma zakwitnąć ta róża Jedziemy proszę państwa z koksem Choć mój intelekt dźwięczy spiżem Nie mam być mędrcem, tylko chłopcem Fechtować tym, co metr niżej Matko najświętsza Wysycha mi w ustach ślina Niech on się powiększa Matko jedyna Brakuje mi już powietrza Może niech cię wydyma ktoś w zastępstwie? Ktoś, kto zdzierży? Ktoś, kto ma chuja jak trąba słonia? Kto głośno beka, głośno pierdzi i pochodzi gdzieś spod Radomia? Nie! Jak Amundsen szedł na biegun? Zapierdalał po pas w śniegu Naprzód - choć się nie da Dalej - bo tak trzeba Wydobywam z gaci organ Wpycham zwiędłego do pizdy Zamiast "In excelsis gloria" Słyszę w wyobraźni gwizdy Ciupulki piszczą na puszczy "Zrób nas, prosimy, tata" Nikt nie zaszedł, Lancelot się uśpił Chowam żałosnego gnata Kochani, nie dziś, przepraszam Excalibur zepsuto tacie A gdy mimo wady kutasa Kiedyś przyjdziecie do mnie i spytacie "Tata, jak smakuje życie?" Nie chcę odwarknąć, że smakuje gównem Jesteście takie tycie Że nie warto To byłoby dla was za trudne Wstrzymam się dzielnie Powiem, że smakuje wędzidłem I stosem reguł I kneblem I smutny wyjdę To co, spuścić się do zlewu? Nie! Jak Amundsen szedł na biegun? Zapierdalał po pas w śniegu Naprzód - choć się nie da Dalej - bo tak trzeba Wydobywam z gaci organ Wpycham zwiędłego do pizdy Zamiast "In excelsis gloria" Słyszę w wyobraźni gwizdy Gwizdy... Gwizdy... Zasłużyłem... Gwizdy... Jak Amundsen szedł na biegun? Zapierdalał po pas w śniegu Jestem kijem, już nie myślę Pcham z nadzieją - w Beskid Wisłę
11.
brak boga 04:18
Gdzie jest piekło? W twoim lokalnym kebabie Który emituje spalenizny wonie wszawe Jest też we wszystkich dobrych sklepach muzycznych Gdzie pozbawieni pizdy snują się onaniści Jest i w osiedlowym spożywczaku Gdzie jabłuszko rumiane w koszyczku na dole Gdy każesz je sobie podać, dziewczyno, chłopaku Podaje ci je osoba zanurzona w smole Jest za kasą w hipermarkecie Choćbyś był nie pierwszy, drugi i miał miejsce trzecie To i tak wygrałeś przecież w porównaniu z kasjerką tam Co palenisko dupą gniecie podliczając ścierwo nam W biurze, za kontuarem, w urzędzie, spójrz no Diabeł nas tam niewoli, nie da się kurwa ruszyć Każdy szczerze pierdoli twoje jabłuszko Piekło jest wszędzie gdzie siedzisz bo musisz Nie wiemy gdzie raj niebieski Wiemy świetnie gdzie lament, zamęt, blask płomieni Jęczymy w ścisku kleszczy W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy I nawzajem je sobie fundujemy Nie znamy paraiso celeste Znamy jedno lament, zamęt, blask płomieni Jęczymy w ścisku kleszczy W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy I sami je sobie fundujemy Gdzie jest piekło? W szklance i w butelce Wszędzie gdzie tak zwana słabość charakteru Aby ulotna lekkość, gdzie ściśnięte serce Aby chwilowa zmiana, gdzie okowy systemu W fifce jest i w aluminiowej folii W paczce z dumnym napisem "powoduje raka" Kiedy chcemy zapomnieć, że tak strasznie boli Wątpliwości uciszyć, do werbla nie skakać I tak dzień za dniem jebane panaceum Aż już nikt nie pamięta, że mogliśmy inaczej Napierdolon szkaradnie nie trafiam do celu Morda zmięta, śluzówka pali, nieświeże gacie Kiep na klawiaturze, ale stukam jak pojeb Wymyślam słowo duże, aby się w końcu rzekło Rano będzie chujowo kurwa, żyły pokroję Lecz wieczorem znów ulga - i to też jest piekło Nie wiemy gdzie raj niebieski Wiemy świetnie gdzie lament, zamęt, blask płomieni Jęczymy w ścisku kleszczy W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy I nawzajem je sobie fundujemy Nie znamy paraiso celeste Znamy jedno lament, zamęt, blask płomieni Jęczymy w ścisku kleszczy W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy I sami je sobie fundujemy Gdzie jest piekło? Jest między nami Utkwiliśmy przy stole, zamykały się ściany Łzy kapały, nasza skarga była dość głośna Ciekły krany, gdy postanowiliśmy się rozstać Tęskniliśmy za niebem, szlochaliśmy za czasem To przytulne było piekło graniczone nawiasem Mieliśmy w nim siebie - i to było korzystne Rożen mięknie, gdy się smażysz w towarzystwie Padał kwaśny deszcz, dmuchał śmierdzący wiatr Ale to oswoiliśmy też przez tyle lat Wyliśmy, słabły ciała i dziwił się świat Aż wstałem, wyjąłem wała i naszczałem na blat Szach i mat Skąd te miny? Chyba wam uciekło: To, które sobie tworzymy, to jedyne piekło Moje łzy nadal drążą twarz stężałą jak skała Ona już nie pamięta, czemu wtedy płakała Nie wiemy gdzie raj niebieski Wiemy świetnie gdzie lament, zamęt, blask płomieni Jęczymy w ścisku kleszczy W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy I nawzajem je sobie fundujemy Nie znamy paraiso celeste Znamy jedno lament, zamęt, blask płomieni Jęczymy w ścisku kleszczy W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy I sami je sobie fundujemy Brak boga Ja ciągle widzę brak boga Ja dalej widzę brak boga Ja ciągle widzę brak boga Ja nadal widzę brak boga
12.
13.

about

kupując płytę na bandcampie otrzymujesz dwa tracki bonusowe (NOWOŚŚŚĆ), pięć zdjęć z sesji autorstwa Kiry Strugackiej (jakość artystyczna zbliżona do okładkowej, choć zawartość różna) i legendarne video dokumentujące proces rejestracji albumu

(c) Wytwórnia Krajowa

credits

released August 6, 2016

license

all rights reserved

tags

If you like legendarny afrojax, you may also like: