1. |
||||
Gdy księżyc rozbłysnął na niebie jak wielka, czerwona pizza
Przejrzałem swoje sumienie, we wstydzie płoną mi lica
Tyle kurwa mam uczuć przykrych i tyle kurwa mam do ukrycia
Żalu mam kurwa hektolitry, bo nader sprytny nie byłem dzisiaj
Od wschodu słońca znów będę wszystkim życzył
Tym, którym się powiodło, by chujnia na nich przyszła
A ty staniesz w pąsach, będziesz bluzgi liczyć
Palców nie starczy... to se odrąb i policz w myślach
Ludzie władzy, celebryci, kasta święta
Nienawidzę tej zarazy i nie tylko tego
Wiesz ile w myślach razy jebałem ekspedienta
I, gdy tylko się zamarzy, kopałem księgowego?
Bo każdy, kto żyje standardowo szczęśliwy
To dla mnie policzek kastetem, co niszczy
Dlatego piję, dlatego jem grzyby
Bo chcę normalne życie, chcę być taki jak wszyscy
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy
Gol, brameczka
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy
Bo w substancji z węgla ludzie są
Lecz niestety nie zapomnimy o akcydensach
Księżyc wisi romantycznie, ja wiszę na linie
Mam wąty rozliczne, spierdalaj skurwysynie
Chcę płaczu, rozkładu, chcę byś był jak ja niczym
Pragnę iść na dół, do spleśniałej piwnicy
Coś mi trzewia zżera, dlatego tak czuję
Odkąd kręci się ziemia, impuls tworzy naszą naturę
Lecz go tłumię jak każdy i zmieniam gdy mózg mi piszczy
Z głębi niezrozumienia: chcę być taki jak wszyscy
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy
Gol, brameczka
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy
Bo w substancji z węgla ludzie są
I może zapomnijmy o akcydensach
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy
Gol, tor, but, brameczka
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy
Bo w substancji z węgla ludzie są
I może zapomnijmy o akcydensach
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy
Goooooooooool, brameczka
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
Chociaż nikt nie jest inny niż wszyscy
Bo w substancji z węgla ludzie są
I może zapomnijmy o akcydensach
Wszyscy chcą być tacy jak wszyscy
A przecież nikt nie jest inny niż wszyscy
I ja też chcę być taki jak wszyscy
Kurwa, urodzeni optymiści
To się nie uda
Dobra, teraz już się nie uda...
|
||||
2. |
człeek orkestra
03:01
|
|||
Urodził się najlepszy, przedniej marki
Pełen ważkich treści i bez cesarki
Bywają gorsze starty, bóg bywa bardziej srogi
W życiu nie ma krótkich dróg, są tylko krótkie nogi
W szkole rozwiązywał wielkie problemy
Pytano "dwa plus dwa?", pierwszy krzyczał "cztery!"
Przejął stery, w ciągu tygodnia miał trzy tygodnie
Wątpisz w jego format? Spójrz w jego spodnie
W punktach wymienię:
- wygrał wojnę w Iraku
- opłynął ziemię
- nazywa się Tupac Shakur
- zbudował stół okrągły
- był jedną z wyroczni
Właściwie to miał tylko jedną chwilę słabości
Chłopak był w sumie prosty, chuj mu dano na tacy
Więc się pochylił nisko, gdy nagle PAPARAZZI
Zatem: wynalazł pismo, wynalazł koło
Ale jak go nazwie przyszłość?
"Ten, co lizał żołądź"
Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Nagle cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Nagle cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Postromantyczny balet, barokowy poemat
Aleatoryczne wstążeczki na czynelach
Sonoryzm współczesny, straussowskie walce
Jebać te orkiestry, dajcie fałsze
Odbiorcy kontentu nie cierpią nudy
Możesz świat ulepszać, przenosić góry
To ma wagę powietrza, o tym się nie mówi
Posłuchajcie - dokonam generalnej próby:
Człeek orkiestra kocha zwierzaczki (no...)
Człeek orkiestra dostał sraczki (widziałeś to?!)
Człeek orkiestra wspiera samotne matki (no tak)
Człeek orkiestra to syn psychopatki (ooo fuck!)
Człeek orkiestra sprząta po swoim psie (noo)
A potem co sprzątnie to je (wiedzieliście to?!)
Daje jałmużnę z radością ubogim (no tak)
Gust seksualny ma niezdrowy (ooo fuck!)
Ufundował, wykreował, pomógł (wiemy)
Podobno ma problemy w domu (szerujemy!)
O sławę przesadnie nie dba (no)
To ponoć zdrajca, kurwa i żebrak (mamy go!)
Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Nagle cały cierpnie wór, belfer mówi "bardzo źle"
Gdy głosów dobiega gniewnych chór: MAMY CIĘ!
Dopadliśmy cię, nie wyjdziesz spod walca
Chwytamy cię za jajca
MAMY CIĘ!
Jak belka w twym oku rzęsa
Taka wielka, więc brązowa eminencja
Milion się łączy z hostem, siedzi przed terminalem
Za bardzo urosłeś i będziesz rosnąć dalej
Bo gdy mały sukces - mówią mało, acz chwalebnie
No, a duży - ciągle pierdolą i niegodnie
Pomnik, stój nieruchomo, pośladki szczelne
Jesteś sławniejszy niż kiedykolwiek
MAMY CIĘ!
|
||||
3. |
nowy poziom deprawacji
04:46
|
|||
Choćbym mówił językiem ludzi i aniołów
I miłość miał, i tak będę niczym
Będę bełkotał, pluł naokoło
Śliną szczelnie będziecie pokryci
Gdybym mieszkał z modelką w pałacu
Który na Teneryfie by stał
Byłbym na wiecznym kacu
I z teneryfskich kibli wyjadałbym kał
Gdybym wygrał na życia loterii
To bym wymykał się każdej niedzieli
Na Centralny do podziemi
Ssać parszywe chuje meneli
Przegrać, zjebać i zbezcześcić
Zniszczyć, upaść, debil wieczny
Nie śpiewam pięknych pieśni
Mam w dupie byt doczesny
Wbijam zęby swe w balasa
Oto jest krzyżowa trasa
Oto jest piętnasta stacja
Deprawacja, deprawacja
Wbijam zęby swe w balasa
Oto jest krzyżowa trasa
Oto jest piętnasta stacja
Deprawacja, deprawacja
Gdybym grał koncert na Narodowym
Chociaż tak oczywiście nie będzie
Zwaliłbym konia na głowy
Dzieci piszczących w pierwszym rzędzie
Gdybym wystąpił w telewizji
I uczył jako geniusz i ekspert
"Yyyy yyyyyy yyyy"
Tylko tym bym rzucił tekstem
Gdybym miał dolarów sto milionów
Mógł czynić dobro i nie być chujem
Kupiłbym kupę gnoju
Za całą powyższą sumę
Rym cym cym bum bum bum
W bańce dżin, W kuflu rum
Bum cyk cyk hop siup bęc
Mega łyk, bo mega śmieć
Wbijam zęby swe w balasa
Oto jest krzyżowa trasa
Oto jest piętnasta stacja
Deprawacja, deprawacja
Wbijam zęby swe w balasa
Oto jest krzyżowa trasa
Oto jest piętnasta stacja
Deprawacja, deprawacja
Pardon, Madame
Oto chuj na którym siadam
I raczej mi nie powiesz "radam"
Gdy na nim siadam
Miałem ja miseczkę mleczka
Teraz pusta jest jebana miseczka
Hej, gdzie piękne dziewczę mieszkasz?
Jestem Diogenes, to moja beczka
Pokaż cycki, dostaniesz ignor
Według komisji to nie starczy
Więc wolisz werbalnie rzygnąć
I oddać się ludziom dojrzalszym?
To co mówisz jest bardzo słuszne
Lecz jeśli według ciebie jestem trup
I zniknął ci dawno z twarzy uśmiech
Nie przeszkadzaj gdy kopię sobie grób
Lepiej zgiąć kark, czy przegiąć pałę?
Z ciebie jak ze mnie zostaną kości
Do piachu pójdą dnie i noce całe
I tylko trochę mnie to złości
Wbijam zęby swe w balasa
Oto jest krzyżowa trasa
Oto jest piętnasta stacja
Deprawacja, deprawacja
Wbijam zęby swe w balasa
Oto jest krzyżowa trasa
Oto jest piętnasta stacja
A gdy spierdolę już egzystencję
Skreślę dokładnie cały życiorys
Atrofii moje ulegną mięśnie
I wyrwę wszystek korzeń zdrowy
Wpierdalaj swe czereśnie
Płyń gładko czystą rzeczką
Ja znajdę w ścieku miejsce
I się udławię pestką
A ty człowieku ciesz się
Niech ci nie będzie szkoda
Nie dla wszystkich jest szczęście
Ktoś musi zrezygnować
Nie! Nie mogą wszyscy zdobyć
Tak! Ktoś musi zrezygnować
Tak! Są także z gówna lody
I ja liżę tego loda
Deprawacja, deprawacja
Oto jest piętnasta stacja
Depresja, masturbacja
Gorzelnictwo i farmacja
Deprawacja, deprawacja
Oto jest piętnasta stacja
Depresja, masturbacja
Gorzelnictwo i farmacja
Ło-pa-ta w łeb
Sika krew
Niech
Sika krew
Śpiewam solooooo
Nie chodź za mną, bo się zabijesz
Czarny kolor
Do sukcesu nie stworzono nas i tyle
Z czego się śmieję właściwie?
|
||||
4. |
besnaz
03:52
|
|||
Dobry wieczór!
Na potańcówce wita Państwa zespół Zabawni Niepełnosprawni z Legendarnym Afrojaxem
Chuj!
Marzy ci się życie według własnych reguł
Marzy ci się egzystencja wcale niezależna
Marzysz kurwa, że rozwiążesz rebus
Ale wszystko o nas i z nami i w nas - bez nas
Wisi mnie i tobie nad mordą zwiędły żołądź
Oraz gonady obie i przyszłość narzucona
Owszem, możesz udawać, że nie ciebie pierdolą
Ale wszystko bez nas, co z nami, w nas i o nas
Czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha?
Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha!
Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha?
Czujesz!
Może trzeba było zostać prawnikiem?
Może przedsiębiorcą, politykiem, finansistą?
Może trzeba było pić z kimś ważnym słodki likier?
No, bo tak, to bez nas o nas wszystko
Owszem, mowa frustrata, owszem, bełkot menela
Normalny człowiek jakoś się zadowala
Tym, że promocja, orzeł lata, słońce, niedziela
Ale szumi w głowie, że wszystko bez nas dla nas
Czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha?
Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha!
Czy czujesz? Czujesz? Czujesz jak ktoś ci sromotnie dopycha?
Czujesz!
Teraz plot twist:
Nawet jeśli wiesz, że nic o tobie bez ciebie
I jaką drogą losy szły, pójdą i chodzą
Wypierdalaj, wypierdalaj, wypierdalaj biegiem
Bo chociaż jesteś po tej drugiej stronie, chujozo
To władcą tu dziś jest słynny vox populi
Miliony głów i klawiatur smartfona
Nieświadomie decydują komu wjebać, kogo przytulić
Ale do dupy z takim nic bez nas o nas
Czujesz? Czujesz? Czujesz jak komuś sromotnie dopychasz?
Czy czujesz? Czujesz?
Czujesz jak komuś sromotnie dopychasz!
Czujesz? Czujesz? Czujesz jak komuś sromotnie dopychasz?
No.
Prowincjał chędoży przeora, przeor kwestarza, a kwestarz lektora.
|
||||
5. |
||||
Wszyscy mężczyźni mają problem z innymi mężczyznami
Jest nas nieco za dużo i wszyscy jesteśmy w zasadzie sami
Z Panią - jako kobietą - żaden, choć serce tak mocno wali
Pani posłucha ze zrozumieniem przeto, proszę Pani
Działa Pani jak Viagra, banał, jak kortyzol, nie wszyscy to widzą
Ale ja owszem i dla Pani nakurwiałbym po sam horyzont
Wiem, że Pani zwykła trzymać się z boku, gdy trwają kontredanse
Mam nadzieję, że do mnie nie powie Pani per zboku i mam jakieś szanse
Proszę odpuścić dystanse, przejdźmy na ty i może objaśnię
Że jaskrawe od normy odstępstwa dla wielu są zbyt wieloznaczne
Większość pojmuje to tak, lecz przyznasz, że to pojęcie dosyć wąskie
Co dla innego to trucizna, dla mnie jest łakomym kąskiem
Korpus i kończyny tylko skrywają, a ty tego nie czujesz?
Wstyd bez sensu, poczucie straty - uwierz, świetnie to rozumiem
Jesteś wspaniała, wprost to powiem, tylko dziewczyna, tylko osoba
Zgoda - tylko człowiek, myśląca trzcina; tyle, że cukrowa
Ale na plaster były te teksty, chociaż do rana je emitowałem
Ma liczne kompleksy, nie zrozumiała
Jest moim ideałem
Po co mi dziewczyna?
Wyrocznia rzekła, halo tępe chuje
Po co, jeśli jest kompletna
I niczego jej nie brakuje?
To z czym każdy sobie radzi, na co lekko lachę kładzie
Mnie gnoi i razi i zobacz, umieram dziesięć razy
Bo jestem szczególny, jak ty wyjątkowa; czy takie spotkanie się zdarzy
Nam jeszcze w tym życiu, skoro musiałem o nim życie to całe marzyć?
Ah, może zbyt mało zaskoczeń na pierwszy rzut dotarło - proszę:
Mam kutas zwany szczodrą palmą i jajca po prawej noszę
(Wiem, to nie może się równać z twoją niestandardowością)
Rapuję kawałki
Pełno w nich gówna
Wolisz poetów?
Winszuję waszmościom
Tak mało jest takich jak ty, błagam, jeszcze żadnej nie spotkałem nigdy
To jest ważna sprawa, grzeję pałę i gdybyś to zlała - nie żyłbym
Spójrz, mam tu gruby sznur - chyba mnie nie powiesisz?
Nie odchodź, to ważny spór i chcę mieć z tobą dzieci
Tak, może charaktery mamy różne, lecz w tobie tylko uczucia szukam
Jak śmiesz odwrócić buzię i w oczach mieć tylko ekran macbooka
Gdy stoi mi na twój widok faja?
Na plaster rewerencja cała
Nie ma przekonania do swego ciała
Więc nie wierzy, że jest wspaniała
Po co mi dziewczyna?
Wyrocznia rzekła, halo tępe chuje
Po co, jeśli jest kompletna
I niczego jej nie brakuje?
Po co mi dziewczyna?
Śpiewa sala, halo tępe chuje
Po co, jeśli jest doskonała
I nie da się zlitować czule?
Po co mi dziewczyna?
Wyrocznia rzekła, że są niepotrzebne
Po co mi dziewczyna?
Niniejszym wszystkie zwalniam, oprócz tej jednej
Ponieważ, choć nie dałem rady tamże, rzekł profesor:
Na mężczyzn kobiety działają bardziej, gdy oni z nimi nie są
|
||||
6. |
okrutny kapo
03:46
|
|||
Gie
Gie
Giewont to jest góra
W dupie to jest dziura
To co piszę to jest literatura
To co się pojawiło to jest niesamowite
Nabieram przekonania, jak wody nabieramy sitem
Że to pierwszy raz w historii
Stoi jak pierwszego sierpnia
Ustały też wojny
Ludzkość ścierpła, przyjmując dar hojny
Mesjasz, on właśnie, ubrany w mokasyny przyciasne
Idzie, a jakby płynął, przedziwny, nieznany
Kilometr ponad chodnikami, więc omijając stolce; on był widziany
Wybaczał wszystko, świat był znów piękny
Uwiędły kolce i zmiękły glany
Bo przybył zbawca niepojęty
Ale
Mówił słowa, my głusi na nie
Widniała droga, my nic na to
Byliśmy zajęci sprzątaniem
Proza życia to bolesny liszaj, okrutny kapo
Przesłanie wspaniałe?
Wyzwanie więzom i kratom?
Nie! Proza życia, byliśmy zajęci sprzątaniem
Bolesny liszaj, okrutny kapo
Dosłownie przed chwilą
Z morza wynurzył się Allah, Jahwe, Ojciec
Przypadkiem zatapiając Sopot - tak było
Ale odtąd wszystko stało się prostsze
Skruszył nasz pancerz twardy
Najgłębsze uczucia, najlepsze emocje
Wystrzeliły jak z jebanej fontanny
Przestały być potrzebne celne riposty
Żałosna codzienność została zmyta
A przywalone jej ciężarem serca
Zaczęły bić żywiej, siła ukryta
Na ostatku - stała się pierwsza
I poruszono odwieczny wątek
A odpowiedź zdziwiła lasy i łąki
Gdzie jest koniec odbytu? Gdzie jego początek?
Tam, gdzie rosną poziomki!
On mówił słowa - my głusi na nie
Widniała droga - my nic na to
Byliśmy zajęci sprzątaniem
Proza życia to bolesny liszaj, okrutny kapo
Przesłanie wspaniałe?
Wyzwanie więzom i kratom?
Nie! Proza życia, byliśmy zajęci sprzątaniem
Bolesny liszaj, okrutny kapo
Prezes Tesco pierdział zdradziecko
Prezes Tesco ruchał dziecko
Ale właśnie objawiła się gołębica
I jego pełna misa stała się zatęchłą niecką
Nic nie widzieliśmy z tego, szkoda
Podobno powstali z grobów zmarli
Z kosmosu spłynął mistrz Yoda
I wszyscy pospołu ambrozję żarli
Potem tańczyli wokoło
Piramidy ujawniły swoje tajemnice
Uśmiechnął się szeroko wąż Uroboros
A dziewczyny pokazały cyce
Cóż ja mogę ci jeszcze powiedzieć - bo sprawozdawać już nie mam siły?
Jak nie da się bez dupy siedzieć, tak się nie da poświęcić rutyny.
Padły słowa - my głusi na nie
Widniała droga - my nic na to
Byliśmy zajęci sprzątaniem
Proza życia to bolesny liszaj, okrutny kapo
Przesłanie wspaniałe?
Wyzwanie więzom i kratom?
Nie! Proza życia, byliśmy zajęci sprzątaniem
Bolesny liszaj, okrutny kapo
Okrutny kapo
O o okrutny kapo
|
||||
7. |
||||
Polska, ojczyzna nasza
Tu się je teraz polentę - nie że, kurwa, kasza
Aleksander Baron tworzy Bistro Solec
Ma być wpaniałość, a smakuje jak stolec
Kto drapie lewe jajo i wyciska wągry?
Nikt, wszyscy śpiewają masowe hitsongi
Odkrywają nowe lądy, nagrywają wintydżowo w mono
A nadal jest to, kurwa, disco-polo
"Nie musimy się wstydzić zachodu"
Prince zmarłby tu w osiemdziesiątym z głodu
A gdyby Bowie był nasz i tak samo znakomity
I nagrałby Space Oddity, sprzedałby trzy płyty
Morrisey - za dużo słów, skomplikowane
The Beatles - dziwne akordy, dajcie spokój
My tu mamy Przystanek Woodstock, panie
A na Open'erze gra sam Jack White co roku
Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso
To jamon serrano na śniadanie co rano
Bywać, wciskać, przekonywać, się domagać
By w końcu przyszła ta upragniona sława
Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso
To jamon serrano na śniadanie co rano
Mój żylasty udziec nie smakuje nikomu
Wątpliwości duże i ryzyko zgonu
Palce gną się jak węże i grzeje się gryf
Zmieńmy zawód czym prędzej albo róbmy syf
Tu muzycy umierają nie od dragów, lecz raków
Od dzisiejszej frustracji i z przed jutrem strachu
Czemu szczasz do baku? Obudź się Polaku
Choćbyśmy wpadli tu na dźwięków trójkąt złoty
Z czasu braku nie zadziwimy Europy
Bo komponujemy spoty i piszemy copy
Zapewniamy Polaku, uczynimy ci dobrze
Lecz granica smaku leży na Nysie i Odrze
Zapewniamy Polaku, zrobimy ci znakomicie
Ale granica smaku jest na Odrze i Nysie
Czas wyjebać (kogo?) ambicje na śmietnik
Nie trzeba, miejcie swoje czułe szepty, aktualne teksty
Important statementy, podwórkowe doświadczenia
Nikt nawet nie zauważy, ze nas nie ma
Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso
To jamon serrano na śniadanie co rano
Bywać, wciskać, przekonywać, się domagać
By w końcu przyszła ta upragniona sława
Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso
To jamon serrano na śniadanie co rano
Mój żylasty udziec nie smakuje nikomu
Wątpliwości duże i ryzyko zgonu
Jestem taki wielce twórczy
Więc kutas mi się kurczy i dostaję zajoba
Nie wspomnisz mnie nigdy pielgrzymując po grobach:
"Tu leży Prestigi... Predisti.. Prestidigitator Słowa"
"Wykuj skałę, stwórz arcydzieło!"
Przecież, kurwa, napisałem i wszystkich ominęło
Każdy mnie dupczy, bo co ten typ (czyli ja) nam tu pieprzy?
Wszyscy są bardziej rzutcy, silniejsi i lepsi
Życie jest próżnym oczekiwaniem
Życie jest na pustyni grzybobraniem
I, jak pisał już Mikołaj Rej
Czuję siura w mordzie swej
Oto rodzima forma muzyczno-literacka:
C-dur, G-dur i werbalna sraczka
Ostrza mieczy, modern klisze, świeży kanon
Dobre biznesy, wnioski z piaskownicy, ciągle to samo
Muszę śpiewać flamenco i jeśli rzucać mięso
To jamon serrano na śniadanie co rano
Jamon serrano, prosciutto, szparagi
Turbot atlantycki, pragnę waszej uwagi
Kopi luwak, jogurcik z imbirkiem, Pick salami
Kotlet barani, chcę byście mnie słuchali
Eko-cebulka
Eko-szczypiorek
Eko-kokos
Ej, macie w dupie korek?
|
||||
8. |
bólterier
03:13
|
|||
Chciałbym być rozwielitką, myśleć mało i szybko
Jak bakteria - naturalnie mikro, jak pierwotniak, to by mi stykło
Stachanowską normą jest życie; na sam prospekt się śmieję
Że będę jego niższą formą jak nicień, zachwycon byciem nicieniem
Królestwo za poczucie się lepiej - a propos, królestwo zwierząt
Świnki siedzą w błocie, żyrafki jebią się w stepie, leniwce leżą
Bierzmy przykład z kota, co uczy się tego po prostu czego sam chce
To osobista katastrofa, gdy selekcji wniosków powiesz NIE
Zróbmy ZOO wielkie jak Polska, każdy będzie jak zwierzę
Pisała Szymborska: "Wszelka pantera akceptuje się bez zastrzeżeń"
Myślenie wyżyma mózg i łamie kości, zmagam się z tą zarazą wredną
Może nie leży w niej nieszczęście całej ludzkości, ale moje na pewno
Nie tylko najprościej za wiele nie myśleć
Lecz także zdrowiej i o to chodzi
To naturalne, korzystne
Polecam, Joanna Brodzik
Hej, hej
Nie ma co na intelekt się silić żyjąc wśród glonów i sinic
Biolodzy prawdę największą odkryli: lepiej sobie wyznaczyć limit
Byk w chińskim sklepie tłucze, słoń w składzie porcelany rozrabia
Trombocyt w skrzepie trzyma i uczy: rozkminom jebanym odmawiam
O takim:
Dlaczego niektórzy mogą? Ponieważ sprawniejsze ręce
Czemu z pieniędzmi chujowo? Bo wstyd prosić o więcej
Dlaczego randki odmówiono? Kaleka mowa, prezencja zła
Zniszczyłaś to ty, czy zniszczyłem to ja?
Stanowczo ja, pies mi w mordę sra
Bólterier
Pozbyć się neuroskrętów, czuć rany wtedy, gdy faktycznie boli
Gdy ktoś zdepcze jądra piętą, wypłaci chleby, człon upierdoli
Nie męczyć się sam ze sobą; autorefleksja jest ciężką chorobą
Broni zażywać swawoli, patrzeć na życia pociąg razem z krową
Nie tylko najprościej za wiele nie myśleć
Lecz także zdrowiej i o to chodzi
To naturalne, korzystne
Polecam, Joanna Brodzik
Nie tylko najprościej za wiele nie myśleć
Lecz także zdrowiej i o to chodzi
Hej, hej, w ciemności nocy robaczek sam sobie świeci
Mój móóózg wypełniony jest stertą skurwiałych śmieci
Logos
|
||||
9. |
nie wytrzeszczaj oczu
03:40
|
|||
Ktoś urażon, gdy inny pokiwa paluszkiem
I jest foch o kurwa jak duży
Wtedy nie myślę "pojeb", odpływam i uśmiech
Tylko "ile razy ja rozdrażniłem tak ludzi?"
Acz właściwie jebać ich w uzębienie
Jest możliwość zatkania nosa
Więc gdy na cyc stawiam kloca, wtykam weń przyrodzenie
Nie patrz na to, kolego, z ukosa
Bądź przystojny, zdolny i miły
Niech cię nic nie zaskoczy i nic nie zdziwi
Kto cię skrzywdzić nie chce, choćby rżnął sęk w desce
I bynajmniej nie za pomocą piły
Niech cię kurwa nie interesuje
To niegodne dżentelmena i mistrza
I: jak nie palcem to chujem, jak nie rzygnę to wyszczam
Oto jest prawda najwyższa
Czemu ci ktoś przeszkadza?
Skąd ta świadomość misji?
Na rokokowej szafce porcelanowa waza, a ty plujesz do plastikowej miski?
Jedni lubią woń sraki, a inni wolą moczu
Nie bądź oburzony taki, nie wytrzeszczaj oczu
Przypisujesz obcym, czego w nich nie ma
I mówisz, że to obronny instynkt
A to tylko cię czyści z lęku, który zbierasz
I nie jest to widok prześliczny
Jeśli mogę służyć tym rymem na bicie
Niezdrowe są nadmierne przyspieszenia pulsu
Ale mi się marzy skrycie, że na chuju mi wszyscy siedzicie
Więc dziękuję za nieskorzystanie z usług
Ty lubisz gładko, ja tarcie
Czemu cię to wkurwia stary, zrozumieć nie mogę
Wiem, kochasz fanfary, kochasz marsze
Ale nie wszyscy idą z tobą w nogę
Nim wywrzeszczysz racje, spójrz z drugiej strony
Musisz być w czyimś obuwiu, by być w czyimś myśleniu
Jeśli są dewiacje i inne drogi - to i kurs określony
I ciesz się tym, chuju, w milczeniu
Czemu ci ktoś przeszkadza?
Skąd ta świadomość misji?
Na rokokowej szafce porcelanowa waza, a ty plujesz do plastikowej miski?
Jedni lubią woń sraki, a inni wolą moczu
Nie bądź oburzony taki, nie wytrzeszczaj oczu
Nie wytrzeszczaj oczu
Nie wytrzeszczaj oczu
Nie wytrzeszczaj
Jeśli teraz czujesz się inną ligą -
Pełna tolerancja i własna perwersja -
W każdym z nas siedzi kurwa bigot!
Dla każdego jest coś nie do przejścia!
Na przykład ja widzę tak:
Widzę z całą jaskrawością rzeczy jakie są
Widzę kurwa cały świat i nie podoba mi się on
Więc pokaż mi zamiast niego srom
Ale już
|
||||
10. |
||||
To jest piosenka o czymś cudownym
Naprawdę
Prokreacja piękna rzecz
Lecz ciężka jak sto kilo kału, jak Pudzian
Konieczność ma jednak rozpalić piec
Pomału ma zakwitnąć ta róża
Jedziemy proszę państwa z koksem
Choć mój intelekt dźwięczy spiżem
Nie mam być mędrcem, tylko chłopcem
Fechtować tym, co metr niżej
Matko najświętsza
Wysycha mi w ustach ślina
Niech on się powiększa
Matko jedyna
Brakuje mi już powietrza
Może niech cię wydyma ktoś w zastępstwie?
Ktoś, kto zdzierży?
Ktoś, kto ma chuja jak trąba słonia?
Kto głośno beka, głośno pierdzi i pochodzi gdzieś spod Radomia?
Nie!
Jak Amundsen szedł na biegun?
Zapierdalał po pas w śniegu
Naprzód - choć się nie da
Dalej - bo tak trzeba
Wydobywam z gaci organ
Wpycham zwiędłego do pizdy
Zamiast "In excelsis gloria"
Słyszę w wyobraźni gwizdy
Ciupulki piszczą na puszczy
"Zrób nas, prosimy, tata"
Nikt nie zaszedł, Lancelot się uśpił
Chowam żałosnego gnata
Kochani, nie dziś, przepraszam
Excalibur zepsuto tacie
A gdy mimo wady kutasa
Kiedyś przyjdziecie do mnie i spytacie
"Tata, jak smakuje życie?"
Nie chcę odwarknąć, że smakuje gównem
Jesteście takie tycie
Że nie warto
To byłoby dla was za trudne
Wstrzymam się dzielnie
Powiem, że smakuje wędzidłem
I stosem reguł
I kneblem
I smutny wyjdę
To co, spuścić się do zlewu?
Nie!
Jak Amundsen szedł na biegun?
Zapierdalał po pas w śniegu
Naprzód - choć się nie da
Dalej - bo tak trzeba
Wydobywam z gaci organ
Wpycham zwiędłego do pizdy
Zamiast "In excelsis gloria"
Słyszę w wyobraźni gwizdy
Gwizdy... Gwizdy... Zasłużyłem... Gwizdy...
Jak Amundsen szedł na biegun?
Zapierdalał po pas w śniegu
Jestem kijem, już nie myślę
Pcham z nadzieją - w Beskid Wisłę
|
||||
11. |
brak boga
04:18
|
|||
Gdzie jest piekło?
W twoim lokalnym kebabie
Który emituje spalenizny wonie wszawe
Jest też we wszystkich dobrych sklepach muzycznych
Gdzie pozbawieni pizdy snują się onaniści
Jest i w osiedlowym spożywczaku
Gdzie jabłuszko rumiane w koszyczku na dole
Gdy każesz je sobie podać, dziewczyno, chłopaku
Podaje ci je osoba zanurzona w smole
Jest za kasą w hipermarkecie
Choćbyś był nie pierwszy, drugi i miał miejsce trzecie
To i tak wygrałeś przecież w porównaniu z kasjerką tam
Co palenisko dupą gniecie podliczając ścierwo nam
W biurze, za kontuarem, w urzędzie, spójrz no
Diabeł nas tam niewoli, nie da się kurwa ruszyć
Każdy szczerze pierdoli twoje jabłuszko
Piekło jest wszędzie gdzie siedzisz bo musisz
Nie wiemy gdzie raj niebieski
Wiemy świetnie gdzie lament, zamęt, blask płomieni
Jęczymy w ścisku kleszczy
W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy
I nawzajem je sobie fundujemy
Nie znamy paraiso celeste
Znamy jedno lament, zamęt, blask płomieni
Jęczymy w ścisku kleszczy
W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy
I sami je sobie fundujemy
Gdzie jest piekło?
W szklance i w butelce
Wszędzie gdzie tak zwana słabość charakteru
Aby ulotna lekkość, gdzie ściśnięte serce
Aby chwilowa zmiana, gdzie okowy systemu
W fifce jest i w aluminiowej folii
W paczce z dumnym napisem "powoduje raka"
Kiedy chcemy zapomnieć, że tak strasznie boli
Wątpliwości uciszyć, do werbla nie skakać
I tak dzień za dniem jebane panaceum
Aż już nikt nie pamięta, że mogliśmy inaczej
Napierdolon szkaradnie nie trafiam do celu
Morda zmięta, śluzówka pali, nieświeże gacie
Kiep na klawiaturze, ale stukam jak pojeb
Wymyślam słowo duże, aby się w końcu rzekło
Rano będzie chujowo kurwa, żyły pokroję
Lecz wieczorem znów ulga - i to też jest piekło
Nie wiemy gdzie raj niebieski
Wiemy świetnie gdzie lament, zamęt, blask płomieni
Jęczymy w ścisku kleszczy
W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy
I nawzajem je sobie fundujemy
Nie znamy paraiso celeste
Znamy jedno lament, zamęt, blask płomieni
Jęczymy w ścisku kleszczy
W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy
I sami je sobie fundujemy
Gdzie jest piekło?
Jest między nami
Utkwiliśmy przy stole, zamykały się ściany
Łzy kapały, nasza skarga była dość głośna
Ciekły krany, gdy postanowiliśmy się rozstać
Tęskniliśmy za niebem, szlochaliśmy za czasem
To przytulne było piekło graniczone nawiasem
Mieliśmy w nim siebie - i to było korzystne
Rożen mięknie, gdy się smażysz w towarzystwie
Padał kwaśny deszcz, dmuchał śmierdzący wiatr
Ale to oswoiliśmy też przez tyle lat
Wyliśmy, słabły ciała i dziwił się świat
Aż wstałem, wyjąłem wała i naszczałem na blat
Szach i mat
Skąd te miny?
Chyba wam uciekło:
To, które sobie tworzymy, to jedyne piekło
Moje łzy nadal drążą twarz stężałą jak skała
Ona już nie pamięta, czemu wtedy płakała
Nie wiemy gdzie raj niebieski
Wiemy świetnie gdzie lament, zamęt, blask płomieni
Jęczymy w ścisku kleszczy
W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy
I nawzajem je sobie fundujemy
Nie znamy paraiso celeste
Znamy jedno lament, zamęt, blask płomieni
Jęczymy w ścisku kleszczy
W ścisku kleszczy, aż chuj trzeszczy
I sami je sobie fundujemy
Brak boga
Ja ciągle widzę brak boga
Ja dalej widzę brak boga
Ja ciągle widzę brak boga
Ja nadal widzę brak boga
|
||||
12. |
||||
13. |
Streaming and Download help
If you like legendarny afrojax, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp