We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

nikt nie s​ł​ucha tekst​ó​w

by afrojax

/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

      35 PLN  or more

     

1.
ejakuluję na jej złamaną żuchwę i w oczodoły puste ona ma nadal zarozumiały i sztywny, w kształcie tyldy uśmiech zacząłem przy butelce żytniej przy stoliku spowitym marazmem mówiła "Słucham muzyki ambitnej i słowa są dla mnie ważne" ha, a jakże, więc skończyło się u niej myślałem, że jest łatwa a ona jęczy, rozumiesz "wejdź po cichu, nie pal światła" czułem, że się pocę, że hańba i koniec a w głowie huczało mi "odmów" gdy charczała pod nosem, że "miłość jej płonie jak missisipi w ogniu" o ja jebię, ma masowa na imię a na nazwisko publiczność bardzo pewna siebie, przypomina świnię winienem jej nie bić, lecz tak wyszło cycki jej zwisły, ma prolapsję, inkontynencję a my wszyscy za nią biegamy chcąc być jej utrzymankami i więcej czemu? trochę nie pomnę wcale a trochę wciąż czuję afekt skoro nieprzytomnie walę (nad jej ciałem i łbem o szafę) bo przecież rzekłem nieco przedtem gdym ją w złości spróbował zepsuć "słuchaj dzieweczko!" ona nie słucha eh, nikt nie słucha tekstów ja to ci powiem, że taki mam zgryz że po którymś igrzysku wrócę do domu, a w skrzynce list ten jeden list pośród tych innych listów tych wyrazów uznania tych starań, tych życzeń, tych chwytów za serce list o niepozornych rozmiarach w zalakowanej kopercie sama nadawcy nazwa nie wróży dobrych newsów (światowy związek ludzi pióra, wydział do spraw lamusów) animusz chowa się wsobnie brak mi tchu już i ciężko się podnieść choć zaczynają łagodnie: "przejrzeliśmy cię chuju! posłuchaliśmy tu sobie tych pożal się boże pieśni - chłopie, tam nic nie ma prócz bezdroży treści i grafomańskich błazenad. jest za to moc fatalnych rymów i metafory kiepskie, trzy pomysły niezłe: dwa z przybory zerżnięte, jeden z osieckiej. żenada i wstyd, nie pisz już więcej. podpisano: ekipa" takie mi śnią się korespondencje ale wciąż dobrze sypiam bo jakie widoki na taki są list, żeby tak nadszedł i żeby krwi mi zepsuł? żadne, kurwa - nikt nie słucha tekstów
2.
my! hipsterzy porażki, awangarda przegranych tak wiem, miałeś pecha zanim był znany świat traktuje nas ostro, a my go z troską łapię życie za mordę i pytam "czy nie za mocno?" mówię odwagi synku, jesteś w budynku, vamos ta, jestem w budynku, ten budynek to lamus em śpiewa "lose yourself", słyszę pierwsze słowo i już, a ty świeżak bierz lepsze kojo siedzę w strefie komfortu jak w dresie z go sportu czekam co nowy dzień przyniesie, aportuj! wiem, że nie robią tak ci kolesie od fortun ci w księdze rekordów, ci w guinnessie, ci z forbesów chcę się zmienić na dobre, rozpisz mi trening na łokcie chcę się zmienić na dobre, boję się obciąć paznokcie rap o drodze na szczyt nudzi jak elevator music rap o przegrywaniu - odwagi! ktoś musi o tym mówić! co w narożniku mówił papa stamm? odwagi! od czego zapewne stroni wojciech mann? od wagi! co powtarzasz tyle razy sobie sam? odwagi! co tam brzęczy twój lifecoach, szef i gazeta, twój przywódca duchowy, czego dodaje seta? odwagi! w wyrze leżysz, dzień jak co dzień, jak odbity na kalce a z twej lewej, lepszej strony jest dziewczyna i palcem dźga cię w oko i podkreśla głosem tę dziwną czułość: "moje złoto, mógłbyś trochę się posunąć?" i posuwasz się posłusznie cicho uznająć rację i zdobywasz się na uśmiech jak uśmiecha się pacjent po morfinie, którą staje się dla Ciebie pytanie: "czy nie można by się posunąć dalej?" albo inne okoliczności przyrody przyjmujesz gości, a w barku zabrakło WODY susza morzy, więc wytyczasz akcję i miejsce: "moi drodzy, skoczcie na dół, przynieście" skaczą nieomylnym wiedzeni pragnieniem a ty czujesz impuls silny, aż drga przyrodzenie pijmy za to olśnienie, myśl brzmi tak: "czy nie mógłby skoczyć ci cały świat?" co w narożniku mówił papa stamm? odwagi! od czego zapewne stroni wojciech mann? od wagi! co powtarzasz tyle razy sobie sam? odwagi! co tam brzęczy twój lifecoach, szef i gazeta, twój przywódca duchowy, czego dodaje seta? odwagi! co w narożniku mówił papa stamm? odwagi! od czego zapewne stroni wojciech mann? od wagi! co powtarzasz tyle razy sobie sam? odwagi! co tak głupio brzmi, bo słyszałeś to już zbyt często, ale może, czasem, trochę, chyba, nawet sensowne jest to? odwagi! może pójdziesz ostro - lecz w zapomnienie, wywołasz wzruszenie - ale ramion; łkasz porą nocną? wstań gdy dnieje, drżące pudenda pokaż panom i paniom. istotny jak menda, wieczny jak jętka, nikczemne ciało, a każda dziura spięta... miejmy święta, tak poważnie się nie traktuj, zamknięty w swym świecie, glizdo w jabłku. tłuszcza w kabarecie, nie akademickie forum - oto inni; a ty dla nich poprawą humoru, nie mistrzem. do wykonu! czasu mało by istnieć, a trzeba stać kimś się, choćby i pośmiewiskiem.
3.
morrissey 01:02
zboczeńcy moczą ziemię śliną nad odruchami nie panują publicznie walą zwiędłe konie ścierają spermę z boazerii kiedyś jeździli na rowerach kąpali się w zbiornikach wodnych i uśmiechali się nieśmiało odstraszający mit wolności
4.
ja węszę, gdzie morgana skarb i zwykle go znajduję. nie wiem, skąd taki dziwny dar, nie wnikam, skąd to umiem. bezzębnym orzech zsyła bóg, ja szczęki mam stalowe, arkana znam tajemnych/złodziejskich sztuk, mój głód jest strasznym głodem. wybija obcas rytm o bruk. strzeż się swej nieuwagi, by nie skrzyżował z tobą dróg... no kto? doliniarz z pragi. a zatem, czego pragnę tak, dobędą moje dłonie spod okryć wierzchnich, cudzych szat i niech już będzie moje. postawię to na suty stół, oko się będzie cieszyć; ja car, ja pan, ja życia król, posiadacz wielkich rzeczy. naiwność lgnie do lepkich rąk, jak łatwo ufność grabić! pośród lamentów oraz klątw już znikł doliniarz z pragi. spełniłem puchar razy sto, w zadumie moje lico - też jest w szkatule pełnej dno, gdy wartość spada w nicość. dewaluacja gnębi mnie, nic na to nie poradzę... na zawsze znika kartki biel przykryta bohomazem, w dnia szarość mknie spełniony sen; to złota głupców sztaby. niewielką rację oraz sens ma on - doliniarz z pragi. chcę wobec tych powyższych zmian od marnych uciech uciec - co wziąłem, zdobyłem i mam rozdam chętnie i zwrócę. cóż, kiedy zawiedziony tłum pamięta wszelkie winy, wciąż czuje straty gorzki ból i szuka dla mnie liny. wszystkiego dopaść, wszystko mieć i posmakować wszystko! marzenia, chłopcze, szanuj swe, zastanów się, nim spełnisz je - doliniarz z pragi, kłaniam się nisko.
5.
doceńcie, o wspaniali, jak się taplam w błocie mówcie mi salvador dali, mówcie mi rozkoszek poźrzyjcie, jak pięknie przepiłem wypłatę sprytnie zapewniłem niedostatek, zaśmieciłem chatę pieczętuję się chaosem jak lakiem jestem barwną drogą donikąd na szarej mapie życiowym szansom pozwoliłem przeminąć oplułem zaszczyty gęstą śliną stateczność jest statyczna, a ja to kino rozdałem złomiarzom rzeczy, a bankom forsę oto interesy poety, patrzcie, poszczę kupione bilety? gram swój koncert bo dziś nawet artyści to drobnomieszczanie czujcie ogień mojej misji, wy wygasłe wulkany piach w ten mechanizm, aż się zatnie i stanie gdzie wdzięczność, wiesz-li? ciepłe słowa? jestem pożyteczny, proszę mnie szanować życie w lansadach omijam i zwodach trudna chyba ze mną rada, cóż szkoda ciężkie bywa sumienie ochlapusów i leni nie ma musu dokładać kamieni lepiej cenić, że ma się zamiast vox - agnus dei oto drugi policzek - do całusów. refrenik: czy z gniazda wyrzucić pisklę słabsze??? czy kalekę oćwiczyć batogiem??? odpowiem, co odpowiadam zawsze: chcecie mnie - chciejcie wszystko, co moje. ów silos duży z gnojem sam zbudowałem chcecie go zburzyć, nie pozwolę, ma stać cały a w nim to co szalone i zgnuśniałe - wady, które trzeba kochać, by nie zostały same. wjeżdżaaasz kiedy ranne wstają zorze wjeżdżam w pole na traktorze bez koszuli i bez gaci bo mi rap chujowo płaci! potem bawię się siusiakiem i przycinam go suwakiem tak by poczuć moc cierpienia. nagle siusiak mi zzieleniał! chyba jednak wolę robić kuternogę więc dla karła rzucam swą piękną żonę by móc potem bawić się pierogiem i kadłubkom spoko zbijać pionę kiedy prasowałem śnieg żelazkiem z nieba leciały, te... kwaśne deszcze iii tak wyjebałem się w ten pasztet że poczułem, aż, nareszcie czy z gniazda wyrzucić pisklę słabsze??? czy kalekę oćwiczyć batogiem??? od istoty pozór dzieli parsek, parszywy świniarz - przy nim możesz czuć się bogiem. ale jego silos niech stoi, choć jest w nim sam gnój zburzyć go pozwolić? jam skonfundowany. nie wydawaj wyroku, bo i ja wydam swój! nie przestawaj pobłażać, bo i ja przestanę! kurwa, przestanę!
6.
to niedopuszczalne, tak się nie robi, wypiłem wódkę z lodówki kolegi (...) złamałem zasady koegzystencji na tej planecie bo to nie była zwykła wódka to był pomnik silnej woli już pół roku w lodówce i kolega nie wypił (...) aczkolwiek niebezpodstawnie przypuszczam, że jego narzeczona się we mnie kocha i pewnie powiedziała 'piotrusiu zostaw te 200 gram może akurat michał kiedyś będzie się rozwodził i będzie u nas mieszkał przyda mu się' widzicie mogło tak być (...) nie przepraszam odkupię i wstawię, niech się męczy dalej, wszyscy się męczmy dalej
7.
po co mówić o radości, skoro można o udręce? satysfakcja oraz szczęście - to są byty raczej nieme. nie da się zapachu kwiatu zawrzeć w banalnej piosence. uczuć dobrych fale wiele niosą - lecz, wybacz, nie wenę. kochać ludzi trzeba śpiesznie, bo tak szybko wszak odchodzą, a w gorączce tej prędkości nie mam do twórczości głowy. słońce świeci tak cudownie, lecz nad ziemią niknie ozon. nawet jeśli dostrzeżemy piękno, jest to stan przejściowy. ślemy poselstwa z amorkami na fladze i nie wróciło jeszcze żadne bezpiecznie. mała królewno, może tyle ci zdradzę: pewne pieśni warto śpiewać tylko w małym, pustym, własnym królestwie. co z tego, że, cna dzieweczko, będziesz - tak jak i ja - szczodra? to niedobra inwestycja, nijak się nie zwróci potem. ten kawałek siebie, co pożyczasz, to w efekcie oddasz, a policja nie pomoże żadna dostać go z powrotem. i jak każda czarna dziura, nieskończenie się rozszerzy wyrwa w fantazyjnym kształcie tej drugiej, drogiej osoby; wraz z pragnieniem, bo choć stan wątroby nam na sercu leży, vice versa - stan naszego serca nam leży na wątrobie. ślemy poselstwa z amorkami na fladze i nie wróciło jeszcze żadne bezpiecznie. mała królewno, może tyle ci zdradzę: pewne pieśni warto śpiewać tylko w małym, pustym, własnym królestwie. wciąż prosiłaś, bym napisał o nas, o miłości utwór, zamiast żal ciągle opiewać i nóż dzierżyć w zimnej łapie, nie wierzyłaś, że nie wyjdzie. albo wyjdzie, lecz do luftu. no a teraz, gdy odeszłaś, zobacz. zobacz, jak potrafię. oto poselstwo z amorkami na fladze co krąży sobie wolne, bez celu wreszcie. mała królewno, może tyle ci zdradzę: pewne pieśni da się śpiewać tylko w małym, pustym, własnym królestwie.
8.
ty przez autostradę przeprowadzasz starców i z płaczem głaszczesz martwe psy. gdy ktoś komuś łeb zdejmie na świata krańcu - nikt się nie przejmie; przejmiesz się ty. krzyk niemych słyszysz, do głuchych szepczesz, głodnym do ust ostatnie latte, nagim na dłoń ostatnią mufkę jeszcze. mater - tym, którym kloaka siostrą, ściek bratem. tulisz ofiarę, rozumiesz przestępcę, łagodzisz karę, wierzysz w stek kłamstw. zdradziecka ręka? nie patrzysz na ręce - potem serce ci pęka na tysiąc gwiazd. twe miękkie słowa do granitowych głów, twe słodkie łezki na gorzką biedę, twe małe koreczki do wielkich luf i nóż żalu w twój brzuch, 24/7. słucham uprzejmie, ciekawość wzbiera, z taką wrażliwością, ciągle, codziennie - jak ty się uchowałaś, cholera? wieści mam nienajlepsze: na twój grób już hodują róże. w idealnym uniwersum żyłabyś wiecznie, a tak - szczęśliwego, długiego nie wróżę. (michał hoffmann wziął sobie na feata piotrka, dla mnie bomba) dostajesz esemesa, czterocyfrowy nadawca: "odeślij, bo pieski potrzebują wybawcy" - ty nawet w tym nie zobaczysz przekrętu, ofiarę zrobisz z oprawcy. dałbym ci nowe nerwy - masz procesor w strzępach i pewność siebie level profesor kempa. empatii odjął - życie to nie są święta. dystansu dodał a la kobiecy standup. a z diamentów ochraniacze na łokcie zrobił, bo twoja flaga WCIĄŻ bieli ma odcień błogi. wyposażył w odporność na bzdury, intrygi. nie wygiń mi tu przez wybryki niektórych osobników. znów mi siebie żal, więc ty, weź mnie przytul... i tym samym dokładam gabaryt do twego emocjonalnego nasypu. na tle tej dobroci widać dopiero jakim bywam śliskim chamem. czy ty też tak postrzegasz kobietę, swoją, cudzą, siostrę, mamę? udam, że nie wiem i słucham uprzejmie, proszę ciebie, bo ciekawość wzbiera: z taką wrażliwością, ciągle, codziennie - jak ty się uchowałaś, cholera? wieści mam nienajlepsze: na twój grób już hodują róże. w idealnym uniwersum żyłabyś wiecznie, a tak - szczęśliwego, długiego nie wróżę. i mam życzenie takie: leżeć koło ciebie. szykują czarny lakier, piłą suną po drzewie, a ty masz w środku truskawki i - dzięki nam - żywot niełatwy... całować tajemnic twych nie jest godzien żaden z nas, ale kończy nam się czas.
9.
krzyczycie o klubie piłkarskim. o ojczyźnie. o bogu. czyli od szczegółu do ogółu, czyli indukcję już zaliczyliście, czyli czas na dedukcję, czyli w przeciwną stronę. krzyczcie: "kabel od prodiża!" "kabel od prodiża!" "kabel od prodiża!"
10.
mundury, czołgi z tektury, spacer śladami żołnierza. tutaj, gdzie cień wielkiej góry, rotmistrz na czele uderzał. i rozbiliśmy w perzynę, i straty były ogromne, serca unieśmy na chwilę. dawno nie było tu wojny. wieszamy płótno z barwami, błyszczy wzrok dzieci, gdy biorą z półeczek z militariami repliki stena i moro i bawią się w partyzantkę. pani na lekcji historii łzę dumy ściera ukradkiem. dawno nie było tu wojny. są nad góraszką myśliwce, są defilady i marsze. mężczyźnie igraszki milsze nie pod amorem, lecz marsem. sprawdzisz się, gdy zagrzmi trąbka? zaciągniesz się, będziesz zdolny? trafisz do wroga czy worka? dawno nie było tu wojny. każdy bohater wspaniały! każdy czyn jego nadludzki! nie ma co czytać, mój mały, ćwicz masę srając w pieluszki. każda ojczyzna najdroższa! za każdą warto umierać! a sprawa nie jest zbyt prosta: dużo tych ojczyzn, cholera, na całym świecie. nie szkodzi, niech flaki z brzuchów zwisają, patrzcie na śmierć swoich rodzin, ufajcie swym generałom, mnóżcie cmentarze spokojne, gdzie w grobach śpią anonimy. dawno nie było tu wojny - jakże my za nią tęsknimy.
11.
(największy skandal, jaki zobaczycie dziś! najgorsza walka w historii planety!) o skrawek czegoś wśród wielkiego nic i z góry przerżnięta niestety (ten głos was powali na kolana, słuchajcie! tak bezcenną reakcję widziano zero razy!) żeby mieć słuszność mieć szansę jest konieczne zakwestionować przekazy (zmieni wasze życie ten jeden fakt prosty! obróci wam poglądy w kupę gruzu!) żeby dokopać się do cienia pewności trzeba grzebać nawet w kubłach w podwórzu (niewiarygodne odkrycie nowe! cały glob patrzy od australii po rosję!) by nas szyderstwo nie sięgnęło szponem musimy sprawdzić każdemu dossier (to trzeba mieć w tym roku bez względu na koszty! już wiemy, czemu świat nie jest szczęśliwy!) miłośnicy swej wiedzy - z tej miłości należy prześwietlić źródła i motywy czy wszakże zdrowo tak dochodzić i niszczyć nieścisłości - do zgonu w sceptycznym szale? (odpowiedź zszokowała wszystkich! ale tylko 3% ludzi umie ją znaleźć!) szybko zbyt wiruje ziemia dla stóp niepewna jest jej skorupa podaj dalej temat postinformacja i postnauka co robić pytacie by mieć się czego trzymać i nie upaść zakończenie sprawi, że się rozpłaczesz: jeszcze mniej ufać. na gruzach wielkiej lechii boli mnie serce może od szczepionek, może od muzyki innej niż 432 hertze może od szlugów, bo są w nich narkotyki wyłączam komputer, zabrałem synowi no bo przecież błękitny wieloryb potem wychodzę, dobrze że mogę w szwecji strach jest coś takiego zrobić bo szariat, spoko wariat, nie wariuj wstrzymaj oddech, bo chemtrails, opryski na razie w ramach codex alimentarius jemy kebab u islamisty wolę nasze, lecz nic nie jest nasze, wiadomo nawet papież w szponach masonerii zniknął a spisek koncernów ma zmienić nas w homo czytałem, potwierdzone info szybko zbyt wiruje ziemia (co ci wiruje kurwa, płaska jest przecież, czytaj niezależne źródła trochę) dla stóp niepewna jest jej skorupa podaj dalej temat postinformacja, postprawda, postnauka wiesz, czemu boli dupa? zagrajmy w "zgadnij kto dziś cię rucha". czy w ogóle można jeszcze, teraz i tutaj, jeszcze mniej ufać? tu sama prawda i tam prawda sama (tu sama prawda i tam prawda sama) głowa do góry, pięści do skroni mózg skwierczy, paczka się dopala womit sam tutaj i tam też sam womit proste, angażujące, klaszcze sala (womit sam tutaj i tam też sam womit) nic tylko pociąć się brzytwą ockhama
12.
noc to jest czas. wszystko inne to: zapasy z naturą, gra na zwłokę, survival. aha, a więc i bear grylls gdzieś się pojawia. OTÓŻ BEAR GRYLLS PIJE SIKI I ZJADA OCZY. niech to ci da do myślenia, kiedy zasypiam o szóstej rano.
13.
jeszcze nie wiem kim będziesz, mam cię w głowie choć jeszcze nie tęsknię. nie spędzasz mi jeszcze snu z powiek, lecz kiedyś też sztachniesz się ziemskim powietrzem. to przecież brzmi dumnie: "człowiek", widzę odbicie twe w innym jestestwie. widzę odbicie w potomkach przyjaciół, widzę i cieszę się z nimi tym szczęściem. wiem, że nie cofnę już czasu, no ale w zasadzie to cofnąć go nie chcę. słuchając wewnętrznych kompasów nie powiem, że czujemy tu wielką presję. pozdrawiam ten gang bobasów, ten stan do czasu był z dala ode mnie. też znam kozaków co wieźli się pięknie, a miękli po pierwszym kontakcie z dzieckiem. nie myślę by wołać tu mayday, choć boję się przecież czy zdam ten egzamin (zdam?) tata jest znów na wyjeżdzie, bo tata chce byśmy wciąż tak dużo grali. zredefiniujesz podejście moje do życia i to w makroskali i będziesz napędem już raz poznanym i przenigdy więcej się on nie wypali... nie. przynajmniej mam taką nadzieję i stanowczo wierzę że damy tu radę (co?) że będę ci też przyjacielem, że zajawi nie tylko jazzem cię father. (no!) stawiamy sobie wciąż cele, a jak będzie? szczerze, to - życie pokaże. szczęście niech będzie tym nadrzędnym celem, matka opoką, ojciec drogowskazem. (rodzina jest najważniejsza zapierdalać kredycik meczyk na narodowym ustalone poglądy odpowiedzialność fajnie, dorastasz nie leżeć - wstać chuchuchuchuj) przepraszam z ekspiacją, że nie stał się wszystkim dla mnie: nie jest rzeźbą świętą, żelazną racją, wiecznym deadline'em czy śmieci stertą na raty wziętą - bynajmniej, odarciem ze złudzeń niewczesnych, jednostajnością egzystencji; że nie obarczę, nie spadnie mój uwiąd starczy na jego wątłe plecki. masz mnie - jestem wciąż dzieckiem, własne nie będzie mi ciasną zęzą; jaki przykład daje, powiedzcie, sprzęt i strzęp, co jest i więźniem i sędzią? kto kisi surowe sny w środku, i zamiast w teraz, w kiedyś szuka chwili? kto wychynie z kopalni znad urobku tylko by strzelać do pedofili? jeżeli on mnie zmieni w nudnego dziada, czego go później nauczy ów dziad? on jeszcze, ja nadal naiwny zasiadam przed koniecznością dyskutując z nią tak. pozostanę młody, miraże me żyzne, a po latach, miesiącach, tygodniach co powiem? "synu, tata miał cię w piździe, nie ogarnął, nie umiał, zapomniał" nie będę dlań wtedy skarbnicą wszechrzeczy, nie będę zajawką - te weźmie skądinąd, nie lekiem, choć pewnie będę się leczył, dość niedostatkom czyniąc głupią miną. życiowa mądrości, wstaję, ciskam w ciebie stolcem. na razie, bądź wściekła, drę twe książki, jestem złyyym ojcem - drogowskazem na trasie do piekła. ludzie mówili: "cierpliwość miejże, to samo przyjdzie." nie przyszło i nie tęsknię. mądrzy ludzie mówili: "sam chciał będziesz." nic nie poradzę, wybaczcie wszystko - nie chcę. dobrzy ludzie mówili: "cierpliwość miejże, to samo przyjdzie." nie przyszło i nie tęsknię. mądrzy ludzie mówili: "sam chciał będziesz. będziesz chciał mocno." nic nie poradzę, wybaczcie wszystko - nie chcę dorosnąć.
14.
gdy byłem całkiem mały, to zbudowałem domek - koślawo i żałośnie piękny był. pieściłem go palcami; tak jakby mógł się stać na zawsze schronem, zachwycałem się nim. trwał obok chwiejny taniec. buty jak buldożery - tym bardziej groźne, im płyn bliżej dna - zdeptały go pijane, a przecież stać miał jak pomnik nadziei do ostatniego dnia. kobieta cała z puchu, jam pierścień jej założył, przysiągłem wierność i uczciwość swą - przywykłem do wybuchów, tuliłem w niezbyt rzadkich chwilach grozy, by na zawsze być z nią. i choć już nie chce ze mną oglądać żadnych bajek, nie śpiewa dla mnie, bo oszczędza głos, to wiem prawie na pewno, że jak się kocha, to się nie przestaje, nawet gdy dzieli los. i bać się już nie boję, i ściskam całą ludzkość, i staram się ze wszystkich wątłych sił, by powinności swoje wypełniać tak, by dumne było lustro, by był dumny mój syn. pod progiem uczta szczurów, ulicą szambo płynie, czerwony guzik wciska wielki brat. wbrew nakazom rozumu uważam, że ten glob (i moje imię) przetrwa milion lat.
15.
na zawał umiera się łatwo. nie mówiąc już o wylewie; wypadek również nie boli - jeżeli zabije od razu. spuchnięte oblicza dzieci nafaszerowanych tramalem, wychudłe, wyblakłe kończyny - o, to jest jakieś wyzwanie.
16.
ona ciągle jest z nami. leży w tym samym łóżku. nawet gdy się kochamy, czasem wpadnie spłakana. pluje nam do obiadu, kęsy stają w pół drogi. a kuku, tutaj jestem, ulepimy bałwana? jeździ samochodem na tylnym siedzeniu. była z nami na węgrzech, a ostatnio w parku. i maluje: ohydnie, acz swoiście uroczo. gdy pracuję - przeszkadza. dryg do głupich ma żartów. śpiew i wino niemal nigdy i nigdzie, jak już - to desperacko, bez śladu powagi. zrozumiesz, gdy przyjdzie. zrozumiesz, kiedy przyjdzie. zrozumiesz, gdy się zjawi. oswajamy ją sobie, próbujemy wychować. nie chce się uspokoić, wrzask dobiega żałosny. cała farmakologia świata już się poddała, podręczniki spłonęły wstydząc się bezradności. śpiew i wino niemal nigdy i nigdzie, jak już - to desperacko, bez śladu powagi. zrozumiesz, gdy przyjdzie. zrozumiesz, kiedy przyjdzie. zrozumiesz, gdy się zjawi. zapamiętam na zawsze jedną taką rozmowę: czy nie boisz się tego? żadne się już nie bało. znamy ją chyba nieźle, żona lepiej - jest bliżej, lecz to ja ją planowałem dawno temu, nieśmiało. śpiew i wino niemal nigdy i nigdzie, jak już - to dyletancko i bez jakiejś magii. zrozumiesz, gdy przyjdzie. zrozumiesz, kiedy przyjdzie. zrozumiesz, jak się zjawi. głupio mówić: nadzieja, ale na pewno przyszłość. choć niechciana, to skoro konieczna, zostanie. żyć bez niej - jest marzeniem przez swój nonsens komicznym. ona - to znaczy śmierć - ma tu mnóstwo zabawek. śpiew i wino gdzie tylko się daje; stanowczo zbyt rzadko, by się godnie znieczulić. zrozumiesz, gdy przyjdzie, kiedy za tobą stanie. zrozumiesz, jak przytuli.
17.
chłopcze, możesz napisać 'milion twarzy greya' w talentcyrku udawać czesława niemena namalować na rykowisku jelenia ale czuć dumę z tego? jest z czego? no, nie ma możesz się historią cieszyć - mówią że chwalebna słyszeć szczęk mieczy, salutować sumiennie pamięć wskrzesić, przed symbolem się żegnać lecz nie bądź dumny z rzeczy, do których nie doszedłeś możesz iść za podszeptem, jeśli wola taka wpaść w coacha łapy lepkie, za guru iść do lasu spłonę w piekle: możesz słuchać nawet grzesiaka lecz nie dumy - to najgorszy doradca wszechczasów możesz w sumie okleić czoło legią warszawą i kalumnie miotać na drużynę - tę drugą stać w tłumie możesz oraz bić brawo ale dumnie głowy nie wznoś nad nie swoją zasługą mało szansy, by kochać, gdy się stale z kimś walczy świat słabo widać zza szczelnej gardy duma - tak małe uczucie, że nie wystarczy zwłaszcza kiedy jest jedynym, które masz tak naprawdę i mędrcy czasem muszą zrobić z siebie debili i geniuszom zdarza się stworzyć dydaktyczne drewno przykłady uczą o starcach na poziomie szczyli lecz tylko nudni się nudzą, to na pewno więc możesz dać z siebie wszystko dla dobra ludzi lub dać w palnik ostro, niech z czuba się kurzy aniołom dać spokój i diabłom dać buzi ale nie daj sobie nigdy przenigdy się nudzić gdy horyzont się kończy na własnym progu gdy gnijesz w porcie stojąc i wiszą żagle to nuda - nędzny stan zastępczego głodu przy braku tego, co targa tak naprawdę każdej toksyny można w życiu liznąć przyswoimy, choćby za cenę własnej zguby jednej nie warto - jest straszną trucizną: mikstury z głupiej dumy i bezmyślnej nudy i zrób z tym faktem chłopcze co chcesz. gdzie mój browar? dziś jest mecz!
18.
19.
20.

about

kupując płytę na bandcampie, otrzymujesz cztery (!) tracki bonusowe oraz pełną szatę graficzną w plikach PNG

recenzja (Jacek Świąder, Gazeta Wyborcza):

Gdy parę lat temu karierę zakończył zespół Afro Kolektyw, wokalista Michał Hoffmann nie musiał długo szukać zajęcia. W zeszłym roku wydał np. rzekomo punkowy album z zespołem Poradnia G, zwyciężał w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, ale też pracował na własny rachunek jako Legendarny Afrojax, na scenie np. wymiotując i zjadając to, co zwymiotował. Jak przypuszczam, to ostatnie było aluzją do stanu kultury nie tylko polskiej (rzecz działa się w ramach Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu).

Teraz dostaliśmy autorską płytę Afrojaxa, nie mylić z Legendarnym Afrojaxem. A jeszcze w połowie lipca ma się ukazać kultowy materiał „1984” Surowej Kary za Grzechy, produkcji własnej Hoffmanna, która już 15 lat temu obiegła internet w formie empetrójek. „Nikt nie słucha tekstów” różni się od tego archiwalnego materiału lekkością i jakością: tam karykatura podziemia łamane przez karykatura podkładów z lat 80., koślawość i przaśność – tu profesjonalne, ładne brzmienie. Sam artysta podkreśla domowość i darmowość nagrań „Nikt nie słucha tekstów”, ale słychać, że chciał zabrzmieć zawodowo i... przyjemnie.

Muzycznie nowemu Afrojaxowi blisko do Afro Kolektywu z czasów „Piosenek po polsku” z ich ładnymi, nieoczywistymi harmoniami i akordami klawiszy czy gitar. Gra gdzieś między funkiem i rapem („Jeszcze mniej ufać”) a łagodną piosenką opartą na bryzie syntezatorów i zawijasach solowej gitary („Dawno nie było tu wojny”). Momentami nowe utwory Afrojaxa brzmią przebojowo, ale na szczęście sytuację ratują teksty. W tym roku artysta obchodzi 40. urodziny, ma już syna, ale nadal chętnie pisze o ejakulacjach, małych królewnach, „waleniu zwiędłych koni”, o artyście i artyzmie. Wiele miejsca zajmuje też legendarna porażkowość Afrojaxa, np.: „Wiesz czemu boli dupa?/ zagrajmy w zgadnij kto dziś cię rucha”. Znamy tego gościa.

Dobrze, że Afrojax więcej rapuje, niż śpiewa (nieprzekonujące próby śpiewania były chyba jedną z przyczyn implozji Afro Kolektywu), a nawet gdy rapuje, już nie wypełnia każdego taktu swoją intrygującą i irytującą wadą wymowy. Zostawia miejsce np. solówce na saksofonie („Tytułowy”) czy dziecięcemu chórkowi („Tata wstał”). Na liście wykonawców cieszą nazwiska raperów, z których każdy jest zupełnie różny od Hoffmanna i charakterystyczny: Łona, Muflon, odjechany Gospel, Ten Typ Mes i Eskaubei. Stanowią oni równowagę dla ironii i groteski, w których Afrojax jest mistrzem. A jednak serio zrobił coś najlepszego od czasu „Połącz kropki” Afro Kolektywu.

Ocena: 4/5

credits

released April 27, 2018

Michał Hoffmann - głos, bas, gitara, syntezator, rhodes, kontrabas, programowanie
Barbara Derlak - śpiew
Tomasz Waldowski - perkusja, gitara
Damian Orłowski - skrzypce, altówka
Miłosz Wośko - pianino, rhodes, akordeon
Aleksander Sucharski - gitara
Michał Szturomski - programowanie, syntezator, gitara
Maciej Zwierzchowski - saksofon
Adam Zieliński - głos, programowanie
Jakub Rużyłło - głos
Krzysztof Gos - głos :)
Piotr Szmidt - głos
Bartek Skubisz - głos
(w trackach bonusowych ponadto Maja Kleszcz - śpiew, Wojciech Krzak - skrzypce, Filip Jaślar - skrzypce i Artur Chaber - perkusja)

(c) Wytwórnia Krajowa

license

all rights reserved

tags