1. |
tytułowy f/ Łona
04:41
|
|||
ejakuluję na jej złamaną żuchwę i w oczodoły puste
ona ma nadal zarozumiały i sztywny, w kształcie tyldy uśmiech
zacząłem przy butelce żytniej
przy stoliku spowitym marazmem
mówiła "Słucham muzyki ambitnej
i słowa są dla mnie ważne"
ha, a jakże, więc skończyło się u niej
myślałem, że jest łatwa
a ona jęczy, rozumiesz
"wejdź po cichu, nie pal światła"
czułem, że się pocę, że hańba i koniec
a w głowie huczało mi "odmów"
gdy charczała pod nosem, że "miłość jej płonie
jak missisipi w ogniu"
o ja jebię, ma masowa na imię
a na nazwisko publiczność
bardzo pewna siebie, przypomina świnię
winienem jej nie bić, lecz tak wyszło
cycki jej zwisły, ma prolapsję, inkontynencję
a my wszyscy za nią biegamy
chcąc być jej utrzymankami i więcej
czemu? trochę nie pomnę wcale
a trochę wciąż czuję afekt
skoro nieprzytomnie walę
(nad jej ciałem i łbem o szafę)
bo przecież rzekłem nieco przedtem
gdym ją w złości spróbował zepsuć
"słuchaj dzieweczko!" ona nie słucha
eh, nikt nie słucha tekstów
ja to ci powiem, że taki mam zgryz
że po którymś igrzysku
wrócę do domu, a w skrzynce list
ten jeden list pośród tych innych listów
tych wyrazów uznania
tych starań, tych życzeń, tych chwytów za serce
list o niepozornych rozmiarach
w zalakowanej kopercie
sama nadawcy nazwa nie wróży dobrych newsów
(światowy związek ludzi pióra, wydział do spraw lamusów)
animusz chowa się wsobnie
brak mi tchu już
i ciężko się podnieść
choć zaczynają łagodnie: "przejrzeliśmy cię chuju!
posłuchaliśmy tu sobie tych pożal się boże pieśni -
chłopie, tam nic nie ma
prócz bezdroży treści
i grafomańskich błazenad.
jest za to moc fatalnych rymów i metafory kiepskie,
trzy pomysły niezłe: dwa z przybory zerżnięte, jeden z osieckiej.
żenada i wstyd, nie pisz już więcej.
podpisano: ekipa"
takie mi śnią się korespondencje
ale wciąż dobrze sypiam
bo jakie widoki na taki są list, żeby tak nadszedł i żeby krwi mi zepsuł?
żadne, kurwa - nikt nie słucha tekstów
|
||||
2. |
||||
my!
hipsterzy porażki, awangarda przegranych
tak wiem, miałeś pecha zanim był znany
świat traktuje nas ostro, a my go z troską
łapię życie za mordę i pytam "czy nie za mocno?"
mówię odwagi synku, jesteś w budynku, vamos
ta, jestem w budynku, ten budynek to lamus
em śpiewa "lose yourself", słyszę pierwsze słowo
i już, a ty świeżak bierz lepsze kojo
siedzę w strefie komfortu jak w dresie z go sportu
czekam co nowy dzień przyniesie, aportuj!
wiem, że nie robią tak ci kolesie od fortun
ci w księdze rekordów, ci w guinnessie, ci z forbesów
chcę się zmienić na dobre, rozpisz mi trening na łokcie
chcę się zmienić na dobre, boję się obciąć paznokcie
rap o drodze na szczyt nudzi jak elevator music
rap o przegrywaniu - odwagi! ktoś musi o tym mówić!
co w narożniku mówił papa stamm? odwagi!
od czego zapewne stroni wojciech mann? od wagi!
co powtarzasz tyle razy sobie sam? odwagi!
co tam brzęczy twój lifecoach, szef i gazeta,
twój przywódca duchowy, czego dodaje seta?
odwagi!
w wyrze leżysz, dzień jak co dzień, jak odbity na kalce
a z twej lewej, lepszej strony jest dziewczyna i palcem
dźga cię w oko i podkreśla głosem tę dziwną czułość:
"moje złoto, mógłbyś trochę się posunąć?"
i posuwasz się posłusznie cicho uznająć rację
i zdobywasz się na uśmiech jak uśmiecha się pacjent
po morfinie, którą staje się dla Ciebie pytanie:
"czy nie można by się posunąć dalej?"
albo inne okoliczności przyrody
przyjmujesz gości, a w barku zabrakło WODY
susza morzy, więc wytyczasz akcję i miejsce:
"moi drodzy, skoczcie na dół, przynieście"
skaczą nieomylnym wiedzeni pragnieniem
a ty czujesz impuls silny, aż drga przyrodzenie
pijmy za to olśnienie, myśl brzmi tak:
"czy nie mógłby skoczyć ci cały świat?"
co w narożniku mówił papa stamm? odwagi!
od czego zapewne stroni wojciech mann? od wagi!
co powtarzasz tyle razy sobie sam? odwagi!
co tam brzęczy twój lifecoach, szef i gazeta,
twój przywódca duchowy, czego dodaje seta?
odwagi!
co w narożniku mówił papa stamm? odwagi!
od czego zapewne stroni wojciech mann? od wagi!
co powtarzasz tyle razy sobie sam? odwagi!
co tak głupio brzmi, bo słyszałeś to już zbyt często,
ale może, czasem, trochę, chyba, nawet sensowne jest to?
odwagi!
może pójdziesz ostro - lecz w zapomnienie,
wywołasz wzruszenie - ale ramion;
łkasz porą nocną? wstań gdy dnieje,
drżące pudenda pokaż panom i paniom.
istotny jak menda, wieczny jak jętka,
nikczemne ciało, a każda dziura spięta...
miejmy święta, tak poważnie się nie traktuj,
zamknięty w swym świecie, glizdo w jabłku.
tłuszcza w kabarecie, nie akademickie forum -
oto inni; a ty dla nich poprawą humoru, nie mistrzem.
do wykonu! czasu mało by istnieć,
a trzeba stać kimś się, choćby i pośmiewiskiem.
|
||||
3. |
morrissey
01:02
|
|||
zboczeńcy moczą ziemię śliną
nad odruchami nie panują
publicznie walą zwiędłe konie
ścierają spermę z boazerii
kiedyś jeździli na rowerach
kąpali się w zbiornikach wodnych
i uśmiechali się nieśmiało
odstraszający mit wolności
|
||||
4. |
doliniarz z pragi
02:36
|
|||
ja węszę, gdzie morgana skarb
i zwykle go znajduję.
nie wiem, skąd taki dziwny dar,
nie wnikam, skąd to umiem.
bezzębnym orzech zsyła bóg,
ja szczęki mam stalowe,
arkana znam tajemnych/złodziejskich sztuk,
mój głód jest strasznym głodem.
wybija obcas rytm o bruk.
strzeż się swej nieuwagi,
by nie skrzyżował z tobą dróg...
no kto? doliniarz z pragi.
a zatem, czego pragnę tak,
dobędą moje dłonie
spod okryć wierzchnich, cudzych szat
i niech już będzie moje.
postawię to na suty stół,
oko się będzie cieszyć;
ja car, ja pan, ja życia król,
posiadacz wielkich rzeczy.
naiwność lgnie do lepkich rąk,
jak łatwo ufność grabić!
pośród lamentów oraz klątw
już znikł doliniarz z pragi.
spełniłem puchar razy sto,
w zadumie moje lico -
też jest w szkatule pełnej dno,
gdy wartość spada w nicość.
dewaluacja gnębi mnie,
nic na to nie poradzę...
na zawsze znika kartki biel
przykryta bohomazem,
w dnia szarość mknie spełniony sen;
to złota głupców sztaby.
niewielką rację oraz sens
ma on - doliniarz z pragi.
chcę wobec tych powyższych zmian
od marnych uciech uciec -
co wziąłem, zdobyłem i mam
rozdam chętnie i zwrócę.
cóż, kiedy zawiedziony tłum
pamięta wszelkie winy,
wciąż czuje straty gorzki ból
i szuka dla mnie liny.
wszystkiego dopaść, wszystko mieć
i posmakować wszystko!
marzenia, chłopcze, szanuj swe,
zastanów się, nim spełnisz je -
doliniarz z pragi, kłaniam się nisko.
|
||||
5. |
||||
doceńcie, o wspaniali, jak się taplam w błocie
mówcie mi salvador dali, mówcie mi rozkoszek
poźrzyjcie, jak pięknie przepiłem wypłatę
sprytnie zapewniłem niedostatek, zaśmieciłem chatę
pieczętuję się chaosem jak lakiem
jestem barwną drogą donikąd na szarej mapie
życiowym szansom pozwoliłem przeminąć
oplułem zaszczyty gęstą śliną
stateczność jest statyczna, a ja to kino
rozdałem złomiarzom rzeczy, a bankom forsę
oto interesy poety, patrzcie, poszczę
kupione bilety? gram swój koncert
bo dziś nawet artyści to drobnomieszczanie
czujcie ogień mojej misji, wy wygasłe wulkany
piach w ten mechanizm, aż się zatnie i stanie
gdzie wdzięczność, wiesz-li? ciepłe słowa?
jestem pożyteczny, proszę mnie szanować
życie w lansadach omijam i zwodach
trudna chyba ze mną rada, cóż szkoda
ciężkie bywa sumienie ochlapusów i leni
nie ma musu dokładać kamieni
lepiej cenić, że ma się zamiast vox - agnus dei
oto drugi policzek - do całusów. refrenik:
czy z gniazda wyrzucić pisklę słabsze???
czy kalekę oćwiczyć batogiem???
odpowiem, co odpowiadam zawsze:
chcecie mnie - chciejcie wszystko, co moje.
ów silos duży z gnojem sam zbudowałem
chcecie go zburzyć, nie pozwolę, ma stać cały
a w nim to co szalone i zgnuśniałe -
wady, które trzeba kochać, by nie zostały same.
wjeżdżaaasz
kiedy ranne wstają zorze
wjeżdżam w pole na traktorze
bez koszuli i bez gaci
bo mi rap chujowo płaci!
potem bawię się siusiakiem
i przycinam go suwakiem
tak by poczuć moc cierpienia.
nagle siusiak mi zzieleniał!
chyba jednak wolę robić kuternogę
więc dla karła rzucam swą piękną żonę
by móc potem bawić się pierogiem
i kadłubkom spoko zbijać pionę
kiedy prasowałem śnieg żelazkiem
z nieba leciały, te... kwaśne deszcze
iii tak wyjebałem się w ten pasztet
że poczułem, aż, nareszcie
czy z gniazda wyrzucić pisklę słabsze???
czy kalekę oćwiczyć batogiem???
od istoty pozór dzieli parsek,
parszywy świniarz - przy nim możesz czuć się bogiem.
ale jego silos niech stoi, choć jest w nim sam gnój
zburzyć go pozwolić? jam skonfundowany.
nie wydawaj wyroku, bo i ja wydam swój!
nie przestawaj pobłażać, bo i ja przestanę!
kurwa, przestanę!
|
||||
6. |
homo homini phallus
01:23
|
|||
to niedopuszczalne, tak się nie robi, wypiłem wódkę z lodówki kolegi
(...)
złamałem zasady koegzystencji na tej planecie
bo to nie była zwykła wódka
to był pomnik silnej woli
już pół roku w lodówce
i kolega nie wypił
(...)
aczkolwiek niebezpodstawnie przypuszczam, że jego narzeczona się we mnie kocha
i pewnie powiedziała 'piotrusiu zostaw te 200 gram może akurat michał kiedyś będzie się rozwodził i będzie u nas mieszkał przyda mu się'
widzicie
mogło tak być
(...)
nie przepraszam
odkupię i wstawię, niech się męczy dalej, wszyscy się męczmy dalej
|
||||
7. |
||||
po co mówić o radości, skoro można o udręce?
satysfakcja oraz szczęście - to są byty raczej nieme.
nie da się zapachu kwiatu zawrzeć w banalnej piosence.
uczuć dobrych fale wiele niosą - lecz, wybacz, nie wenę.
kochać ludzi trzeba śpiesznie, bo tak szybko wszak odchodzą,
a w gorączce tej prędkości nie mam do twórczości głowy.
słońce świeci tak cudownie, lecz nad ziemią niknie ozon.
nawet jeśli dostrzeżemy piękno, jest to stan przejściowy.
ślemy poselstwa z amorkami na fladze
i nie wróciło jeszcze żadne bezpiecznie.
mała królewno, może tyle ci zdradzę:
pewne pieśni warto śpiewać tylko w małym, pustym, własnym królestwie.
co z tego, że, cna dzieweczko, będziesz - tak jak i ja - szczodra?
to niedobra inwestycja, nijak się nie zwróci potem.
ten kawałek siebie, co pożyczasz, to w efekcie oddasz,
a policja nie pomoże żadna dostać go z powrotem.
i jak każda czarna dziura, nieskończenie się rozszerzy
wyrwa w fantazyjnym kształcie tej drugiej, drogiej osoby;
wraz z pragnieniem, bo choć stan wątroby nam na sercu leży,
vice versa - stan naszego serca nam leży na wątrobie.
ślemy poselstwa z amorkami na fladze
i nie wróciło jeszcze żadne bezpiecznie.
mała królewno, może tyle ci zdradzę:
pewne pieśni warto śpiewać tylko w małym, pustym, własnym królestwie.
wciąż prosiłaś, bym napisał o nas, o miłości utwór,
zamiast żal ciągle opiewać i nóż dzierżyć w zimnej łapie,
nie wierzyłaś, że nie wyjdzie. albo wyjdzie, lecz do luftu.
no a teraz, gdy odeszłaś, zobacz. zobacz, jak potrafię.
oto poselstwo z amorkami na fladze
co krąży sobie wolne, bez celu wreszcie.
mała królewno, może tyle ci zdradzę:
pewne pieśni da się śpiewać tylko w małym, pustym, własnym królestwie.
|
||||
8. |
||||
ty przez autostradę przeprowadzasz starców
i z płaczem głaszczesz martwe psy.
gdy ktoś komuś łeb zdejmie na świata krańcu -
nikt się nie przejmie; przejmiesz się ty.
krzyk niemych słyszysz, do głuchych szepczesz,
głodnym do ust ostatnie latte,
nagim na dłoń ostatnią mufkę jeszcze.
mater - tym, którym kloaka siostrą, ściek bratem.
tulisz ofiarę, rozumiesz przestępcę,
łagodzisz karę, wierzysz w stek kłamstw.
zdradziecka ręka? nie patrzysz na ręce -
potem serce ci pęka na tysiąc gwiazd.
twe miękkie słowa do granitowych głów,
twe słodkie łezki na gorzką biedę,
twe małe koreczki do wielkich luf
i nóż żalu w twój brzuch, 24/7.
słucham uprzejmie,
ciekawość wzbiera,
z taką wrażliwością, ciągle, codziennie -
jak ty się uchowałaś, cholera?
wieści mam nienajlepsze:
na twój grób już hodują róże.
w idealnym uniwersum żyłabyś wiecznie,
a tak - szczęśliwego, długiego nie wróżę.
(michał hoffmann
wziął sobie na feata piotrka,
dla mnie bomba)
dostajesz esemesa, czterocyfrowy nadawca:
"odeślij, bo pieski potrzebują wybawcy" -
ty nawet w tym nie zobaczysz przekrętu, ofiarę zrobisz z oprawcy.
dałbym ci nowe nerwy - masz procesor w strzępach
i pewność siebie level profesor kempa.
empatii odjął - życie to nie są święta.
dystansu dodał a la kobiecy standup.
a z diamentów ochraniacze na łokcie zrobił,
bo twoja flaga WCIĄŻ bieli ma odcień błogi.
wyposażył w odporność na bzdury, intrygi.
nie wygiń mi tu przez wybryki niektórych osobników.
znów mi siebie żal, więc ty, weź mnie przytul...
i tym samym dokładam gabaryt do twego emocjonalnego nasypu.
na tle tej dobroci widać dopiero jakim bywam śliskim chamem.
czy ty też tak postrzegasz kobietę, swoją, cudzą, siostrę, mamę?
udam, że nie wiem i słucham uprzejmie,
proszę ciebie, bo ciekawość wzbiera:
z taką wrażliwością, ciągle, codziennie -
jak ty się uchowałaś, cholera?
wieści mam nienajlepsze:
na twój grób już hodują róże.
w idealnym uniwersum żyłabyś wiecznie,
a tak - szczęśliwego, długiego nie wróżę.
i mam życzenie takie:
leżeć koło ciebie.
szykują czarny lakier,
piłą suną po drzewie,
a ty masz w środku truskawki
i - dzięki nam - żywot niełatwy...
całować tajemnic twych nie jest godzien żaden z nas,
ale kończy nam się czas.
|
||||
9. |
skarane boske
01:07
|
|||
krzyczycie o klubie piłkarskim.
o ojczyźnie.
o bogu.
czyli od szczegółu do ogółu, czyli indukcję już zaliczyliście, czyli czas na dedukcję, czyli w przeciwną stronę.
krzyczcie:
"kabel od prodiża!"
"kabel od prodiża!"
"kabel od prodiża!"
|
||||
10. |
dawno nie było tu wojny
03:45
|
|||
mundury, czołgi z tektury,
spacer śladami żołnierza.
tutaj, gdzie cień wielkiej góry,
rotmistrz na czele uderzał.
i rozbiliśmy w perzynę,
i straty były ogromne,
serca unieśmy na chwilę.
dawno nie było tu wojny.
wieszamy płótno z barwami,
błyszczy wzrok dzieci, gdy biorą
z półeczek z militariami
repliki stena i moro
i bawią się w partyzantkę.
pani na lekcji historii
łzę dumy ściera ukradkiem.
dawno nie było tu wojny.
są nad góraszką myśliwce,
są defilady i marsze.
mężczyźnie igraszki milsze
nie pod amorem, lecz marsem.
sprawdzisz się, gdy zagrzmi trąbka?
zaciągniesz się, będziesz zdolny?
trafisz do wroga czy worka?
dawno nie było tu wojny.
każdy bohater wspaniały!
każdy czyn jego nadludzki!
nie ma co czytać, mój mały,
ćwicz masę srając w pieluszki.
każda ojczyzna najdroższa!
za każdą warto umierać!
a sprawa nie jest zbyt prosta:
dużo tych ojczyzn, cholera,
na całym świecie. nie szkodzi,
niech flaki z brzuchów zwisają,
patrzcie na śmierć swoich rodzin,
ufajcie swym generałom,
mnóżcie cmentarze spokojne,
gdzie w grobach śpią anonimy.
dawno nie było tu wojny -
jakże my za nią tęsknimy.
|
||||
11. |
jeszcze mniej ufać
03:38
|
|||
(największy skandal, jaki zobaczycie dziś!
najgorsza walka w historii planety!)
o skrawek czegoś wśród wielkiego nic
i z góry przerżnięta niestety
(ten głos was powali na kolana, słuchajcie!
tak bezcenną reakcję widziano zero razy!)
żeby mieć słuszność mieć szansę
jest konieczne zakwestionować przekazy
(zmieni wasze życie ten jeden fakt prosty!
obróci wam poglądy w kupę gruzu!)
żeby dokopać się do cienia pewności
trzeba grzebać nawet w kubłach w podwórzu
(niewiarygodne odkrycie nowe!
cały glob patrzy od australii po rosję!)
by nas szyderstwo nie sięgnęło szponem
musimy sprawdzić każdemu dossier
(to trzeba mieć w tym roku bez względu na koszty!
już wiemy, czemu świat nie jest szczęśliwy!)
miłośnicy swej wiedzy - z tej miłości
należy prześwietlić źródła i motywy
czy wszakże zdrowo tak dochodzić i niszczyć
nieścisłości - do zgonu w sceptycznym szale?
(odpowiedź zszokowała wszystkich!
ale tylko 3% ludzi umie ją znaleźć!)
szybko zbyt wiruje ziemia
dla stóp niepewna jest jej skorupa
podaj dalej temat
postinformacja i postnauka
co robić pytacie
by mieć się czego trzymać i nie upaść
zakończenie sprawi,
że się rozpłaczesz: jeszcze mniej ufać.
na gruzach wielkiej lechii boli mnie serce
może od szczepionek, może od muzyki
innej niż 432 hertze
może od szlugów, bo są w nich narkotyki
wyłączam komputer, zabrałem synowi
no bo przecież błękitny wieloryb
potem wychodzę, dobrze że mogę
w szwecji strach jest coś takiego zrobić
bo szariat, spoko wariat, nie wariuj
wstrzymaj oddech, bo chemtrails, opryski
na razie w ramach codex alimentarius
jemy kebab u islamisty
wolę nasze, lecz nic nie jest nasze, wiadomo
nawet papież w szponach masonerii zniknął
a spisek koncernów ma zmienić nas w homo
czytałem, potwierdzone info
szybko zbyt wiruje ziemia
(co ci wiruje kurwa, płaska jest przecież, czytaj niezależne źródła trochę)
dla stóp niepewna jest jej skorupa
podaj dalej temat
postinformacja, postprawda, postnauka
wiesz, czemu boli dupa?
zagrajmy w "zgadnij kto dziś cię rucha".
czy w ogóle można jeszcze,
teraz i tutaj, jeszcze mniej ufać?
tu sama prawda i tam prawda sama
(tu sama prawda i tam prawda sama)
głowa do góry, pięści do skroni
mózg skwierczy, paczka się dopala
womit sam tutaj i tam też sam womit
proste, angażujące, klaszcze sala
(womit sam tutaj i tam też sam womit)
nic tylko pociąć się brzytwą ockhama
|
||||
12. |
||||
noc to jest czas.
wszystko inne to:
zapasy z naturą,
gra na zwłokę,
survival.
aha, a więc i bear grylls gdzieś się pojawia.
OTÓŻ BEAR GRYLLS PIJE SIKI I ZJADA OCZY.
niech to ci da do myślenia,
kiedy zasypiam o szóstej rano.
|
||||
13. |
tata wstał f/ Eskaubei
04:45
|
|||
jeszcze nie wiem kim będziesz, mam cię w głowie choć jeszcze nie tęsknię.
nie spędzasz mi jeszcze snu z powiek, lecz kiedyś też sztachniesz się ziemskim powietrzem.
to przecież brzmi dumnie: "człowiek", widzę odbicie twe w innym jestestwie.
widzę odbicie w potomkach przyjaciół, widzę i cieszę się z nimi tym szczęściem.
wiem, że nie cofnę już czasu, no ale w zasadzie to cofnąć go nie chcę.
słuchając wewnętrznych kompasów nie powiem, że czujemy tu wielką presję.
pozdrawiam ten gang bobasów, ten stan do czasu był z dala ode mnie.
też znam kozaków co wieźli się pięknie, a miękli po pierwszym kontakcie z dzieckiem.
nie myślę by wołać tu mayday, choć boję się przecież czy zdam ten egzamin (zdam?)
tata jest znów na wyjeżdzie, bo tata chce byśmy wciąż tak dużo grali.
zredefiniujesz podejście moje do życia i to w makroskali
i będziesz napędem już raz poznanym i przenigdy więcej się on nie wypali... nie.
przynajmniej mam taką nadzieję i stanowczo wierzę że damy tu radę (co?)
że będę ci też przyjacielem, że zajawi nie tylko jazzem cię father. (no!)
stawiamy sobie wciąż cele, a jak będzie? szczerze, to - życie pokaże.
szczęście niech będzie tym nadrzędnym celem, matka opoką, ojciec drogowskazem.
(rodzina jest najważniejsza
zapierdalać
kredycik
meczyk na narodowym
ustalone poglądy
odpowiedzialność
fajnie, dorastasz
nie leżeć - wstać
chuchuchuchuj)
przepraszam z ekspiacją,
że nie stał się wszystkim dla mnie:
nie jest rzeźbą świętą,
żelazną racją,
wiecznym deadline'em
czy śmieci stertą na raty wziętą - bynajmniej,
odarciem ze złudzeń niewczesnych,
jednostajnością egzystencji;
że nie obarczę,
nie spadnie mój uwiąd starczy
na jego wątłe plecki.
masz mnie - jestem wciąż dzieckiem,
własne nie będzie mi ciasną zęzą;
jaki przykład daje, powiedzcie,
sprzęt i strzęp, co jest i więźniem i sędzią?
kto kisi surowe sny w środku,
i zamiast w teraz, w kiedyś szuka chwili?
kto wychynie z kopalni znad urobku
tylko by strzelać do pedofili?
jeżeli on mnie zmieni w nudnego dziada,
czego go później nauczy ów dziad?
on jeszcze, ja nadal naiwny zasiadam
przed koniecznością dyskutując z nią tak.
pozostanę młody, miraże me żyzne,
a po latach, miesiącach, tygodniach
co powiem? "synu, tata miał cię w piździe,
nie ogarnął, nie umiał, zapomniał"
nie będę dlań wtedy skarbnicą wszechrzeczy,
nie będę zajawką - te weźmie skądinąd,
nie lekiem, choć pewnie będę się leczył,
dość niedostatkom czyniąc głupią miną.
życiowa mądrości, wstaję, ciskam w ciebie stolcem.
na razie, bądź wściekła,
drę twe książki, jestem złyyym ojcem -
drogowskazem na trasie do piekła.
ludzie mówili: "cierpliwość miejże,
to samo przyjdzie." nie przyszło
i nie tęsknię.
mądrzy ludzie mówili: "sam chciał będziesz."
nic nie poradzę, wybaczcie wszystko -
nie chcę.
dobrzy ludzie mówili: "cierpliwość miejże,
to samo przyjdzie." nie przyszło
i nie tęsknię.
mądrzy ludzie mówili: "sam chciał będziesz.
będziesz chciał mocno."
nic nie poradzę, wybaczcie wszystko -
nie chcę
dorosnąć.
|
||||
14. |
pomnik nadziei
03:53
|
|||
gdy byłem całkiem mały,
to zbudowałem domek -
koślawo i żałośnie piękny był.
pieściłem go palcami;
tak jakby mógł się stać na zawsze schronem,
zachwycałem się nim.
trwał obok chwiejny taniec.
buty jak buldożery -
tym bardziej groźne, im płyn bliżej dna -
zdeptały go pijane,
a przecież stać miał jak pomnik nadziei
do ostatniego dnia.
kobieta cała z puchu,
jam pierścień jej założył,
przysiągłem wierność i uczciwość swą -
przywykłem do wybuchów,
tuliłem w niezbyt rzadkich chwilach grozy,
by na zawsze być z nią.
i choć już nie chce ze mną
oglądać żadnych bajek,
nie śpiewa dla mnie, bo oszczędza głos,
to wiem prawie na pewno,
że jak się kocha, to się nie przestaje,
nawet gdy dzieli los.
i bać się już nie boję,
i ściskam całą ludzkość,
i staram się ze wszystkich wątłych sił,
by powinności swoje
wypełniać tak, by dumne było lustro,
by był dumny mój syn.
pod progiem uczta szczurów,
ulicą szambo płynie,
czerwony guzik wciska wielki brat.
wbrew nakazom rozumu
uważam, że ten glob (i moje imię)
przetrwa milion lat.
|
||||
15. |
onkoolimpiada
00:55
|
|||
na zawał umiera się łatwo.
nie mówiąc już o wylewie;
wypadek również nie boli -
jeżeli zabije od razu.
spuchnięte oblicza dzieci
nafaszerowanych tramalem,
wychudłe, wyblakłe kończyny -
o, to jest jakieś wyzwanie.
|
||||
16. |
||||
ona ciągle jest z nami. leży w tym samym łóżku.
nawet gdy się kochamy, czasem wpadnie spłakana.
pluje nam do obiadu, kęsy stają w pół drogi.
a kuku, tutaj jestem, ulepimy bałwana?
jeździ samochodem na tylnym siedzeniu.
była z nami na węgrzech, a ostatnio w parku.
i maluje: ohydnie, acz swoiście uroczo.
gdy pracuję - przeszkadza. dryg do głupich ma żartów.
śpiew i wino niemal nigdy i nigdzie,
jak już - to desperacko, bez śladu powagi.
zrozumiesz, gdy przyjdzie. zrozumiesz, kiedy przyjdzie.
zrozumiesz, gdy się zjawi.
oswajamy ją sobie, próbujemy wychować.
nie chce się uspokoić, wrzask dobiega żałosny.
cała farmakologia świata już się poddała,
podręczniki spłonęły wstydząc się bezradności.
śpiew i wino niemal nigdy i nigdzie,
jak już - to desperacko, bez śladu powagi.
zrozumiesz, gdy przyjdzie. zrozumiesz, kiedy przyjdzie.
zrozumiesz, gdy się zjawi.
zapamiętam na zawsze jedną taką rozmowę:
czy nie boisz się tego? żadne się już nie bało.
znamy ją chyba nieźle, żona lepiej - jest bliżej,
lecz to ja ją planowałem dawno temu, nieśmiało.
śpiew i wino niemal nigdy i nigdzie,
jak już - to dyletancko i bez jakiejś magii.
zrozumiesz, gdy przyjdzie. zrozumiesz, kiedy przyjdzie.
zrozumiesz, jak się zjawi.
głupio mówić: nadzieja, ale na pewno przyszłość.
choć niechciana, to skoro konieczna, zostanie.
żyć bez niej - jest marzeniem przez swój nonsens komicznym.
ona - to znaczy śmierć - ma tu mnóstwo zabawek.
śpiew i wino gdzie tylko się daje;
stanowczo zbyt rzadko, by się godnie znieczulić.
zrozumiesz, gdy przyjdzie, kiedy za tobą stanie.
zrozumiesz, jak przytuli.
|
||||
17. |
bonus 1: dzielni chłopcy
03:32
|
|||
chłopcze, możesz napisać 'milion twarzy greya'
w talentcyrku udawać czesława niemena
namalować na rykowisku jelenia
ale czuć dumę z tego? jest z czego? no, nie ma
możesz się historią cieszyć - mówią że chwalebna
słyszeć szczęk mieczy, salutować sumiennie
pamięć wskrzesić, przed symbolem się żegnać
lecz nie bądź dumny z rzeczy, do których nie doszedłeś
możesz iść za podszeptem, jeśli wola taka
wpaść w coacha łapy lepkie, za guru iść do lasu
spłonę w piekle: możesz słuchać nawet grzesiaka
lecz nie dumy - to najgorszy doradca wszechczasów
możesz w sumie okleić czoło legią warszawą
i kalumnie miotać na drużynę - tę drugą
stać w tłumie możesz oraz bić brawo
ale dumnie głowy nie wznoś nad nie swoją zasługą
mało szansy, by kochać, gdy się stale z kimś walczy
świat słabo widać zza szczelnej gardy
duma - tak małe uczucie, że nie wystarczy
zwłaszcza kiedy jest jedynym, które masz tak naprawdę
i mędrcy czasem muszą zrobić z siebie debili
i geniuszom zdarza się stworzyć dydaktyczne drewno
przykłady uczą o starcach na poziomie szczyli
lecz tylko nudni się nudzą, to na pewno
więc możesz dać z siebie wszystko dla dobra ludzi
lub dać w palnik ostro, niech z czuba się kurzy
aniołom dać spokój i diabłom dać buzi
ale nie daj sobie nigdy przenigdy się nudzić
gdy horyzont się kończy na własnym progu
gdy gnijesz w porcie stojąc i wiszą żagle
to nuda - nędzny stan zastępczego głodu
przy braku tego, co targa tak naprawdę
każdej toksyny można w życiu liznąć
przyswoimy, choćby za cenę własnej zguby
jednej nie warto - jest straszną trucizną:
mikstury z głupiej dumy i bezmyślnej nudy
i zrób z tym faktem chłopcze co chcesz.
gdzie mój browar? dziś jest mecz!
|
||||
18. |
||||
19. |
||||
20. |
Streaming and Download help
If you like nikt nie słucha tekstów, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp